niedziela, 16 lutego 2014

Rozdział 6

„Melodia mojego życia, ambiwalencja mych uczuć.”

6

            Od tego nieprzyjemnego zajścia minęły dwa tygodnie. Hermiona ograniczała kontakty z Malfoyem do minimum. Ignorowała go na lekcjach i nie zważała na jego zaczepki. Nawet jej to w miarę wychodziło. Najgorsze były wspólne patrole, które odbywały się co drugi wieczór. Prawie każde takie spotkanie kończyło się na kłótniach i wyzwiskach, jednak nie o tak drastycznych skutkach, co wtedy. W międzyczasie zdążyła poznać Lisę Rowney, która była prefektem naczelnym Hufflepuffu. Dziewczyna podobnie jak Jess uczęszczała do ostatniej klasy. Była drobną i szczupłą blondynką o spokojnym i zrównoważonym charakterze. Jej rodzice są uzdrowicielami i pracują w św Mungu. Również Lisa chciałaby w przyszłości pójść w ślady rodziców. Puchonka rzadko kiedy przebywała w pokoju wspólnym prefektów naczelnych. Zazwyczaj siedziała w swoim dormitorium lub u koleżanek. Hermiona też nie miała zbyt wiele czasu, żeby przebywać ze swoimi przyjaciółmi. Nauczyciele byli w tym roku niezwykle surowi. W szczególności dotyczyło to uczniów, którym niezbyt poszły SUMy. Profesor Snape przekroczył w tym roku kolejny stopień w dziedzinie złośliwości i niesprawiedliwości, co nie było dla Gryfonów żadną nowością, zwłaszcza dla Harryego. Nowy nauczyciel obrony przed czarną magią nie okazał się wcale lepszy do Snape'a. Jego uroda była wprost proporcjonalna umiejętności – czyli niesamowita. Na lekcjach nie ukrywał swojej niechęci do byłych, śmieciożerców i odnosił się z niezwykłą złośliwością do Ślizgonów,  u których rodzice służyli Voldemortowi. Hermiona właśnie siedziała w bibliotece i pisała kolejne wypracowanie dla profesora Darrena, kiedy nagle profesor McGonagall podeszła do jej stolika.
            – Chciałam pani przekazać ważną informację odnośnie dzisiejszego patrolu. Pan Malfoy ma ważne spotkanie rodzinne i być może nie dotrze na czas. Czy mogłaby pani dzisiaj sama patrolować?
            – Oczywiście nie ma sprawy. – odpowiedziała trochę zdezorientowana.
            Dopiero, gdy opiekunka odeszła, Gryfonka skapnęła się jaką głupotę zrobiła, ale od tego nie było już powrotu. Mimo że Draco działał jej podczas patroli niesamowicie na nerwy, to miało to też swoje plusy. Sprzeczki odciągały jej uwagę od ciemności, której się obawiała.

❤⁑❤⁑❤⁑❤⁑❤

            Draco nie przepadał za typowymi rodzinnymi uroczystościami. Nie miał ochoty iść na kolejną nudną i sztywną imprezę. Nawet nie wiedział z jakiej okazji jest ona robiona. Zdawał sobie jednak sprawę, że każdy sprzeciw odbijał się na jego nieszczęsnej matce, więc poszedł tam tylko ze względu na nią. Pan Malfoy w zadziwiającym tempie zrehabilitował się w oczach społeczności magicznej. Ten, który niegdyś był najwierniejszym sługą Voldemorta w cudowny sposób przekonał wszystkich o swojej niewinności i zajął ponownie posadę w Ministerstwie Magii. Co prawda nie był już na takim wysokim stanowisku co kiedyś, ale to była tylko kwestia czasu kiedy zaawansuje. Draco co prawda nie wiedział, w jaki sposób jego stary to osiągnął, ale szczerze… wolał tego nie znać. Jego stosunki z ojcem po wojnie się znacznie ochłodziły. Nigdy nie chciał wstąpić w szeregi sługusów Voldemorta. Gdyby nie groźby ojca i lamenty matki, w życiu by się nie przyłączył do tych psycholi. Wolał być bardziej na miejscu Czarnego Pana, niż mu służyć. Ostatecznie to on przyczynił się w dużej mierze do jego upadku. Podobnie jak Snape pracował zarówno dla niego, jak i dla Dumbledor'a. Gdyby nie jego informacje, to stary drops wraz z Potterem by już dawno wąchali kwiatki od spodu na księżycu. Oczywiście zastrzegł sobie aby ktokolwiek się o tym dowiedział. Nie chciał płynąć w tym samym blasku sławy, co Potter. Już na samą myśl o tym dostawał torsji. Po niesmacznej zresztą kolacji udał się w wraz z profesorem Snape'm do jego gabinetu i za pomocą sieci Fiuu błyskawicznie przeniósł się do wielkiej posiadłości Malfoyów. Ojciec jak zwykle przywitał go w chłodnym stylu, do czego chłopak zdążył już się przez lata przyzwyczaić. Matka jak zwykle trzymała się na uboczu i odzywała się tylko w konieczności. Zarówno Draco, jak i Lucjusz nie wyobrażali sobie żeby Narcyza się kiedykolwiek bezkarnie sprzeciwiła. Nie cierpiał w niej tej uległości. Owszem podobnie jak ojciec lubił podporządkować sobie kobiety, jednak nie miałby nic przeciwko żeby to one też od czasu do czasu miały coś do powiedzenia. To dodaje w związku pikanterii. Takie uległe dziewczyny pokroju Pansy, były dla niego zupełnie aseksualne i nudne zarówno w życiu jak i w łóżku. Gdy skierowali się w stronę elegancko zastawionej jadalni, blondyn postanowił zagadnąć ojca.
            – Z jakiegoż to dzisiaj powodu świętujemy, ojcze? – zapytał pewnym siebie tonem. Kątem oka zerknął na stół, który był zastawiony dla trzech dodatkowych osób.
            – Dzisiaj jest dla nas wyjątkowy dzień. Od tego spotkania będzie zależeć nasza przyszłość, więc chciałbym abyś był miły dla gości – odparł chłodnym tonem.
            – A któż ma nas dzisiaj zaszczycić swoją obecnością? – zapytał sarkastycznym tonem młody blondyn.
            – Dokładnie za pół godziny przybędzie tu Minister Magii z Francji, wraz z małżonką i córką. Chciałbym abyś był dla tej ostatniej wyjątkowo miły. Państwo Dufage należą do jednej z najszlachetniejszej i najstarszej rodziny czystej krwi – odpowiedział wyniośle pan Malfoy.
            – No pięknie. Zerwałem superokazję w dokuczaniu Granger dla niańczenia francuskiej laluni. Jezu najsłodszy Armagedon.

❤⁑❤⁑❤⁑❤⁑❤

            W tym czasie, w którym Draco przeklinał w najlepsze swoją ucztę, Hermiona i Ginny wracały z kolacji. Od tej akcji z McLaggenem, Gryfonka unikała go jak ognia. Na posiłkach siadała specjalnie jak najdalej od niego, a gdy zaczepiał ją na korytarzu, zbywała go szybko jakimś tanim pretekstem. Jednak Cormac był twardym zawodnikiem i nie dawał się tak szybko spławić i zanim Gryfonka się zorientowała, to McLaggen siedział już obok niej, spychając Nevilla w drugą stronę. Nie tylko ona miała z nim problemy. Również Harry, który został w tym roku kapitanem drużyny Gryfonów miał z nim kłopoty podczas rekrutacji. Dzisiaj Cormac postanowił już nie owijać w bawełnę, tylko przejść do konkretów.
            – No nie wiem czy dobrze postąpiłam zgadzając się, Ginny – odparła markotnie Hermiona.
            – Czemu? No spotkaj się z nim najpierw, a potem możesz ocenić. Przecież nie musisz za niego od razu wychodzić. Gdy tak będziesz każdego traktować, to zostaniesz w końcu sama. Wyluzuj się i będzie dobrze – doradzała jej ruda. – To kiedy macie się spotkać?
            – W sobotę o 17:00.
            – To już za 3 dni. Musisz się ładnie ubrać, ale o to już się nie martw. Ja się tym zajmę – odparła wesoło.
            Hermiona nie miała dobrego przeczucia odnośnie spotkania, ale zdecydowała, że jakoś przez to przebrnie. W końcu to tylko zwykła randka. Nic mu nie będzie obiecywać. Gdy rozstała się z Ginny na korytarzu, już więcej nie rozmyślała o McLaggenie.

❤⁑❤⁑❤⁑❤⁑❤

            Draco w swoim szesnastoletnim życiu widział już wiele brzydkich kobiet, ale to co zobaczył na kolacji, przewyższało jego najśmielsze oczekiwania. Dulcynea (bo tak się nazywała jedyna córka państwa Dufage) była żeńską wersją Quasimoda i pierwszą dziewczyną, przy której waga idzie w parze ze wzrostem. Ale jej przerażająca tusza i niski wzrost nie były takie straszne jak reszta. Na plecach miała niewielki garb. Twarz dziewczyny była pokryta licznymi piegami i pryszczami. Jej włosy przypominały wybuch bomby w fabryce miedzianego drutu. Ślizgon już nie liczył jej koślawego chodu, krzywych zębów czy różowej sukienki szytej z plandeki. Najgorsze było to, że przez całą kolację musiał siedzieć naprzeciwko tej maszkary. Jej rodzice wyglądali zupełnie normalnie. Matka Dulcynei była szczupłą i wysoką szatynką, zaś ojciec był tęgim i niskim brunetem. Cała trójka doskonale operowała językiem angielskim, więc nie było problemu z komunikacją. W rozmowie uczestniczyli głównie Lucjusz i pan Dufage. Draco wolał nie włączać się do tej bezsensownej dyskusji i jakoś przecierpieć do końca posiłku. Nawet by mu się to udało, gdyby rozmówcy nie weszli przypadkowo na jego temat.
            – Wiesz, jak patrzę na ciebie i twojego syna, to muszę przyznać, że wasze podobieństwo jest zadziwiające. Wychowałeś naprawdę przystojnego chłopaka, Lucjuszu – zarechotał pan Dufage. – Myślę, że razem z naszą Dulcyneą wyglądaliby przepięknie.
            W tym samym czasie Draco o mało nie wypluł zmieloną pieczeń z ust. A więc to z tego powodu ta cała szopka. Rodzice chcieli go zaręczyć z prosiakiem, przy którym Parkinson jest pięknością. Lucjusz spodziewał się, że za chwilę może nastąpić wybuch, postanowił zadziałać szybko, zanim sytuacja wymknie mu się spod kontroli.
            – Draco, może pokażesz pannie Dulcynei swój pokój. Myślę, że będzie zachwycona – zaczął nerwowo Lucjusz.
            – Jedynie co mogę jej pokazać, to tylko wyjściowe drzwi, ojcze – rzucił spokojnym tonem, nie spuszczając wzroku z rodzica. Przez kilka sekund rozległa się kompletna cisza. Oczy Dulcynei zeszkliły się, a jej usta zaczęły drgać. Narcyza skuliła się tak, jakby miała się zaraz schować w mysią dziurę. Państwo Dufage spoglądali ze zdziwieniem w stronę Dracona. Ta niepokojąca atmosfera została przerwana przez Lucjusza.
            – Ach, cały mój syn. Niezły z niego dowcipniś. Ciągle nabiera nas swoimi skeczami – zachichotał pan Malfoy. Pan Dufage widocznie połknął ten kiepski żart. Zaśmiał się głośno i poklepał Lucjusza po ramieniu. Potem odparł, ścierając z policzków łzy.
            – Masz rację. Twój syn był taki przekonujący, że nadawałby się świetnie na aktora. Pomyśl o tym. No, ale teraz zmykajcie gołąbeczki. Pewnie macie sobie dużo do powiedzenia.
            Draco wstał i skinął w stronę Dulcynei, która poczłapała za nim. Oczywiście nie miał zamiaru zaprowadzić jej do swojego pokoju. Jeszcze żadna dziewczyna, którą przyprowadzał do domu nie była godna postawić nawet nogi w progu jego królestwa. Tym bardziej jakaś rudo–różowa Georgetta, korzystająca z usług psiego fryzjera. Dlatego przyprowadził ją do małego saloniku, który sąsiadował z jego pokojem. Pomieszczenie było niewielkie, ale za to stylowe i przytulne. Malfoy wskazał ręką na kanapę znajdującą się tuż przy dużym oknie. Już po chwili Dulcynea usiadła na sofie, a obok niej Ślizgon. Draco nie palił się do rozmowy. Niezręczną ciszę przerwała więc Dulcynea.
            – Masz... kogoś? – wybełkotała, wpatrując się w ziemię. Było to bardziej stwierdzenie niż pytanie. Draco miał 3 sekundy na analizę odpowiedzi. Mógł powiedzieć nie, albo nie dopowiadać, albo zadać pytanie pytaniem, albo...
            – Tak – wypalił, po czym dodał szybko. – Ale nikt z rodziny o tym nie wie.
            – Szczęściara – dodała cichutko, uśmiechając się po nosem. – Też miałam kiedyś chłopaka. Tak, wiem co myślisz. Pewnie uważasz, że nikt by się za taką tłustą nie obejrzał, ale kiedyś byłam inna. – Draco miał wyjątkowe szczęście do żalących się dziewczyn. Praktycznie tylko na takie natrafiał. Nie miał jednak siły żeby jej przerywać. Skinął tylko leniwie głową na znak żeby kontynuowała. – Poznaliśmy się w Beauxbatonie. Był przystojny, wysportowany inteligentny i czarujący. Jednak nie mogliśmy być razem. Niestety on urodził się w rodzinie mugoli i dobrze wiesz jak się takie osoby traktuje w naszym środowisku. Musieliśmy się rozstać, a teraz zdążył się już związać z inną dziewczyną – dodała rozpaczliwym tonem, zatapiając twarz w swoich tłustych dłoniach. Draco wyraźnie dostrzegał jak próbuje walczyć ze swoimi emocjami.
            – Jesteś żałosna – odpowiedział szczerze. – Zakochałaś się w osobie o szlamowatej krwi. To, że znalazł sobie inną świadczy tylko o jednym.
            – Nieprawda! On mnie kochał! – krzyknęła piskliwym tonem, a potem dodała nieco spokojniejszym głosem, – Ale fakt... to moja wina. To ja... udawałam, że już go nie chcę. Tak bardzo bałam się rodziców. Ojciec powiedział, że z go… zabije, jak tego nie skończę. Jeszcze nigdy nie był taki wściekły. – Łzy zaczęły jej spływać po tłustym policzku.
            – To rzeczywiście bardzo wzruszająca historia, ale kiedy my tu siedzimy i gadamy, to nasi rodzice planują ślub. Mój ślub, a to już nie jest fajne.
            – Nie martw się. Ja też się do tego nie palę. Jakoś im to wyperswaduję z głowy – uspokoiła go Dulcynea. – Nie jesteś pierwszą osobą, z którą chcieli mnie zeswatać.
            Draco za Chiny nie mógł tego zrozumieć jak czarodziej czystej krwi może się zakochać w zwykłej szlamie. Osobie, w której rodzinie nikt nie ma nawet krzty magii w sobie. Osoba, która w bezczelny sposób wdarła się do świata magii, poznając jej tajniki na równi z czystokrwistym. Miał taką świadomość za każdym razem, kiedy widział udzielającą się na lekcjach Granger. Po raz kolejny jego myśli krążyły wokół Gryfonki. Ze wszystkich szlamek, jakie chodziły po Hogwarcie, to jej najbardziej nienawidził. Gdy tak rozmyślał o swoim wrogu, nawet nie zwracał uwagi na ciche szlochy Dulcynei. Kiedy się trochę uspokoiła, zadała ciekawe pytanie.
            – A jak się nazywa twoja miłość? Jeśli mogę spytać?
            – Granger – odpowiedział bezmyślnie. Może Draco się wkrótce nauczy, że bardziej się opłaca wysłuchiwać swoich rozmówców. Gdy spojrzał na dziewczynę, zdał sobie sprawę, jaką gafę strzelił. Wybałuszył oczy i już chciał to jakoś przekręcić, kiedy Dulcynea go wyprzedziła.
            – Raczej pytałam o imię…
            – Nie ma imienia Granger to Granger i koniec! – dodał zirytowany.
            – Niech ci będzie, ale wracając do sprawy z żeniaczką. Wrócimy teraz do salonu udając, że się świetnie bawiliśmy i jak już będę w domu, to wymyślę jakąś historyjkę. Zobaczysz. Sprawa rozwiąże się już sama. W ten sposób unikniemy niepotrzebnych kłótni. Zgoda?
            – A jeśli to jest przekręt? – zapytał, spoglądając na nią podejrzliwym wzrokiem. – Może w rzeczywistości to na mnie lecisz i powiesz swoim starym co innego. Nie wiem czy powinienem się zgodzić.
            – Dlaczego miałabym to robić? Przykro mi, ale w ogóle nie jesteś w moim typie – odparła z przekąsem.
            – Ty dla mnie tym bardziej, różowiutko księżniczko – dogryzł jej Ślizgon.          
            – Dobra skoro już to sobie wyjaśniliśmy, to zgadzasz się na ten plan, czy mamy tu tkwić całą noc. – Wydawało mu się, że cała nieśmiałość wyparowała z niej jak powietrze z przedziurawionej dętki.
            – O, nic z tego! Mam zacniejsze plany na dziś, niż tkwienie tu z tobą. O królową różu!  Mam patrol z pewną szlamą i muszę wrócić do 23.
            – Widzę, że za nią tęsknisz.
            – Przecież ktoś musi jej podokuczać i powyzywać. Dzisiaj jeszcze nie miałem do tego okazji, a dzień bez tępienia szlamy jest dniem straconym – odpowiedział z błyskiem w oku.
            – Widzę, że masz bardzo ambiwalentny stosunek do niej – skwitowała krótko.
            – To już moja sprawa, ale niech ci będzie. Zgodzę się, ale jeśli się okaże, że to jakiś przekręt, to pożałujesz – odpowiedział chłodno, zastanawiając się nad znaczeniem słowa „ambiwalentny”.

❤⁑❤⁑❤⁑❤⁑❤

            Gdy Hermiona napisała i posprawdzała wszystkie potrzebne na jutro wypracowania, postanowiła trochę posprzątać w swoim dormitorium. Odkąd się tu wprowadziła nie miała okazji żeby się nawet porządnie rozpakować, a że miała jeszcze trochę czasu do patrolu, postanowiła to wykorzystać. Gdy opróżniła całą zawartość kufra, która składała się oczywiście głównie z książek, przyuważyła, że niepostrzeżenie musiała wziąć ze sobą album na zdjęcia. Była to dla niej bardzo cenna pamiątka, ponieważ w tym albumie miała wszystkie zdjęcia z przyjaciółmi. Uzbierała już sporą kolekcję, bo Gryfonka gromadziła je już od pierwszej klasy. Wzięła książeczkę do ręki i zaczęła przeglądać zdjęcia, które ułożyła od najstarszych do najnowszych. Gdy doszła do ostatniej strony, przyuważyła, że między dwoma ostatnimi zdjęciami było wepchnięte jeszcze jedno. Hermiona nie zastanawiając się wiele, wyjęła to zdjęcie. Gdy na nie spojrzała, to przypomniała sobie dlaczego je tak schowała. Fotografia była wykonana na ostatniej lekcji opieki nad magicznymi zwierzętami w piątej klasie. Hagrid bardzo chciał mieć pamiątkowe zdjęcie swojej ulubionej klasy. Ten pomysł nie spodobał się jednak reszcie. W sumie nic dziwnego, bo który Gryfon chciałby razem pozować z Ślizgonem? Jednak po licznej wymianie zdań i przepychankach udało się jakoś gajowemu ustawić grupę do zdjęcia. Wszystko by nawet poszło gładko, gdyby Malfoy nie włożył Neville'owi białego szczuroszczeta za kołnierz. Longbottom oczywiście wpadł w panikę i zaczął krzyczeć, machając panicznie rękami. Po kilku sekundach stracił równowagę i instynktownie złapał za szatę Malfoya, który śmiejąc się stał akurat w pobliżu. Tego blondyn nie przewidział, ale nie zamierzał jednak runąć razem z ciamajdą i dlatego złapał za szyję najbliżej stojącą osobę, którą okazała się być Hermiona. W efekcie Neville rozdarł blondynowi szatę i runął jak długi na stojącą przed nim Parkinson w błoto. Draco trzymał za szyję zszokowaną Gryfonkę, która nie wiedziała, jakim cudem zdołała jeszcze stać na chwiejącej się ławce. Żeby uniknąć upadku musiała się również do niego przytulić. Na tym zdjęciu wyglądali niczym szkolna para. Całą tę scenę przestawiała właśnie fotografia. Hermiona zerknęła na wizerunki przyjaciół. Ron miał taką minę jakby zjadł zdechłego szczura, a Harry był szczerze zszokowany. Hermiona pamiętała jak się dziewczyny z niej podśmiewały, a Ron przez tydzień nie odzywał się do niej nawet słowem. Draco zaś do końca roku miał skwaszoną minę jak ją widywał. Gdy Gryfonka dostała odbitkę, chciała ją od razu podrzeć, ale Ginny ją od tego powstrzymała.
            – Nie niszcz tego. Będziesz miała co wnukom pokazywać.
            W taki oto sposób przetrwało to kompromitujące zdjęcie. Hermiona zastanawiała się czy Draco zniszczył swoją fotkę. Jednak po dłuższym zastanowieniu stwierdziła, że zrobił to na pewno. Spojrzała jeszcze raz na zdjęcie i po czym włożyła je z powrotem do albumu. Po chwili zajęła się już całkowicie sprzątaniem porozrzucanych książek.

❤⁑❤⁑❤⁑❤⁑❤

            Ginny leżała już w swoim łóżku. Położyła się wcześnie, ponieważ o piątej zaczynała trening Quidditcha. W październiku miała swój debiutancki mecz z Krukonami. Harry jeszcze nie odnalazł się w roli kapitana i dlatego nalegał na częste treningi, nawet kosztem drogocennego snu. Jak była zakochana w Harrym, to przed snem zawsze myślała o nim. Jednak od pewnego czasu jej myśli już nie krążyły wokół Wybrańca. Teraz coraz częściej myślała o Zabinim z Slytherinu. Od tego zajścia w bibliotece zmieniła trochę do niego podejście. Na początku nie była do niego przekonana. W końcu to najlepszy kumpel Malfoya, którego nigdy nie znosiła. Jednak odkąd jej bezinteresownie pomógł, zaczęła inaczej o nim myśleć. Oczywiście była nadal ostrożna, ale nie miała już takiego wrogiego nastawienia, jak do reszty ze Slytherinu. Od tego czasu również częściej na niego natrafiała. Zazwyczaj zamieniali ze sobą kilka miłych słów. Gryfonka zdążyła również przyuważyć, że Blaise jest całkiem przystojnym chłopakiem. Bardzo lubiła, kiedy się do niej uśmiechał. Zęby w kontraście z karnacją miał śnieżnobiałe i bardzo równe. Zawsze, kiedy go spotykała spryskiwał się bardzo szykownymi perfumami, które pachniały zniewalająco. Przez moment zastanawiała jakby się prezentował z nią na balu bożonarodzeniowym. Od razu skarciła się za tą myśl. Ślizgon jej oczywiście nigdy nie poprosi. No, ale pomarzyć można. Z jej rozmyśleń wyrwał ją donośny stuk w szybę. Wstała powoli i podeszła od okna. Na parapecie siedziała smukła, jarzębata sowa, która trzymała w dziobie kopertę, zaadresowaną do niej. Zaintrygowana, otworzyła okno na oścież i wpuściła ptaka do środka. Gdy sowa usadowiła się wygodnie, wzięła od niej kopertę i otworzyła ostrożnie. W środku był krótki liścik napisany niebieskim atramentem.

Cześć.
            Z pewnością już wiesz, że w ten weekend jest wypad do Hogsmeade. Nie chciałabyś się ze mną tam przejść?
B. Zabini

            Ginny mimowolnie uśmiechnęła się do siebie. Oczywiście wiedziała o wypadzie, ale nie miała ochoty tam iść. Jednak teraz myślała całkiem inaczej. Była bardzo ciekawa, co Blaise może wymyślić. Sowa została na miejscu, czekając niecierpliwie na odpowiedź. Ruda podeszła do kufra, wyciągnęła swoje ulubione pióro i napisała na drugiej stronie, że się zgadza i podała kartkę zniecierpliwionej sówce, głaszcząc ją po główce.
            – No dobrze leć z powrotem do swojego pana. – Uśmiechnęła się ciepło. Gdy sowa odleciała, zamknęła okno i wskoczyła szybko do kołdrę, otulając się nią aż po uszy. Była taka podekscytowana, że minęło wiele czasu zanim w końcu zasnęła.

❤⁑❤⁑❤⁑❤⁑❤

            Gdy zaczęła się zbliżać 23, Hermiona weszła do pustego pokoju wspólnego. Malfoy nie wrócił jeszcze ze swojego spotkania. Szczerze to wątpiła, że dzisiaj się jeszcze pojawi. Przeszła przez otwór w ścianie i wyszła na korytarz. Przez chwilę stała nieruchomo w miejscu. W tej części zamku nie paliła się żadna pochodnia i szczerze zaczęło to ją to trochę niepokoić.
               – Czy panienka boi się ciemności? – odezwał się za nią melancholijny głos smutnego młodzieńca z portretu.
            – Wcale nie! – odpowiedziała nerwowym głosem i poszła przed siebie.
            Oczywiście patrol nie odbył się bez zaklęcia lumos. Gryfonka czuła się niepewnie nawet w oświetlonych korytarzach. Dzisiaj w zamku panowała całkowita cisza. Nie słyszała nawet Irytka, który zwykle robił najwięcej rabanu. Zamierzała właśnie iść na siódme piętro, gdy w oddali usłyszała czyjeś kroki. Gryfonka zatrzymała się w połowie drogi, wsłuchując się w odgłosy.
            – Jest tam, kto?! – krzyknęła.
            Kroki nagle ustały. Hermiona przysłuchiwała się jeszcze przez minutę, ale już niczego nie słyszała.
            – Z pewnością się przesłyszałam – powiedziała do siebie szatynka, ruszając w stronę schodów. Niestety w ostatniej chwili zdążyły się zmienić i Hermiona musiała poczekać z pięć minut, zanim wrócą. Gdy tak czekała na schody, nie usłyszała nawet, że ktoś się za nią skradał.
            – Tęskniłaś za mną? – usłyszała tuż przy uchu męski szept.
            Hermiona gwałtownie odskoczyła do tyłu i zobaczyła uśmiechnięta twarz Dracona, ale ujrzała go tylko w ułamku sekundy. Gryfonka z tej całej paniki nie przyuważyła, że stała blisko przepaści, która powstała w miejscu brakujących schodów. Hermiona przez kilka sekund walczyła z równowagą. Jednak dobrze wiedziała, że wkrótce przegra z siłami grawitacji i gdy już miała spadać, Draco złapał ją wpół i przyciągnął mocno do siebie. Szatynka z tej paniki odwzajemniła uścisk. Chęć przeżycia była silniejsza od nienawiści. Cały strach, który jej dzisiaj towarzyszył, ustąpił w jednym momencie. Nie wiedziała dlaczego, ale czuła się niezwykle bezpiecznie w jego ramionach. Hermiona przez chwilę wyczuła jego przyspieszone bicie serca. Zdziwiło ją to, bo szczerze uważała, że blondyn nie posiadał takiego organu. Po pewnym czasie odsunęli się od siebie. Dziewczyna nie wiedziała, co powiedzieć. W końcu wydukała z wielkim wysiłkiem nie patrząc mu w oczy.
            – Dzięki.
            – Widzisz, Granger i znów się do mnie kleisz. Już niedługo, a pomyślę, że na mnie lecisz. – Ten komentarz nie zezłościł Hermiony za bardzo, bo wiedziała że to oznaczało nie ma za co.
            – Znów? A kiedy się do ciebie niby kleiłam? Nie mogę sobie tego apokaliptycznego dnia przypomnieć.
            – To masz krótką pamięć, skoro nie wiesz co robiłaś na ostatniej lekcji u tego olbrzyma – zasugerował.
            – Pamiętam tę ambarasującą lekcję, na której próbowałeś w rozpaczliwy sposób sabotować grupowe zdjęcie – prychnęła.
            – Powinnaś się w końcu przyznać, że już wtedy do mnie podbijałaś – dodał żartobliwym tonem. – W sumie ci się nie dziwę, Granger. W końcu dziewczyny lgną do mnie jak pszczoły do wosku.
            – Przykro mi Malfoy, ale zamiast wosku preferuję miód – odpowiedziała dumnym tonem.
            – Na zdjęciu widać zupełnie co innego Granger, a fotografii nie oszukasz. Mogę ci ją w każdej chwili pokazać.
            – Jednak nie zniszczył jej – pomyślała jakby to cokolwiek miało znaczyć.
            – Trzymałam się ciebie tylko, dlatego żeby nie wpaść w błoto. Nie rób sobie z tego powodu żadnych durnych aluzji, Malfoy. Już ci ostatnio mówiłam, że nie jestem taka jak twoje laski, z którymi możesz robić, co chcesz – dodała, po czym zarumieniła się, gdy przypomniała sobie okoliczności tego zajścia. Przecież to było pewne, że Draco chciał ją wtedy pocałować. Jedyne, czego nie była pewna, to powód tego „gestu”. Znała Ślizgona na tyle, by wiedzieć że Draco nie rozdaje buziaki szlamom. Chyba, że kryje się za tym jakiś podstęp. Teraz uznała, że to będzie dobra okazja go o to zapytać, jednak coś ją przed tym powstrzymywało. Czyżby mu się wstydziła? Przecież to tylko Malfoy. Przebiegły i podły śmierciożerca. Może jest przystojny, pociągający i w jej typie, to jednak nie zmieni faktu, że go nienawidzi i to ze wzajemnością.
            – A ja uważam, że stwarzasz tylko pozory. Ale nie masz, co się łudzić. Mnie nie interesują szlamy, charłaki i inne tym podobne stwory.
            – Ja zaś uważam, że rozmowa z tobą nie ma sensu. Wybacz, ale muszę skończyć ten patrol – przerwała tę kłótnię, która mogłaby się jeszcze ciągnąć przez wiele godzin. Gdy wchodziła już po schodach, Draco ją dogonił i wszedł obok niej na górę. Hermiona westchnęła z niezadowoleniem.
            – Nie możesz mnie choć dzisiaj zostawić samą. Nie wiem po jaką cholerę za mną jeszcze łazisz. Przecież McGonagall dała ci wolne na dzisiaj. Czyżby spotkanie rodzinne nie było zbytnio udane – zaczęła zirytowana.
            – Nawet nie pytaj, Granger – dodał chłodnym tonem, przypominając sobie dzisiejszą kolację. Po tym jak wrócił z Dulcyneą do salonu zachowywał się tak jak jemu kazała. Miał nadzieję, że grubaska będzie się trzymać tego planu. Inaczej byłby zmuszony rzucić na nią jakąś klątwę.
            – Acha, widzę, że trafiłam na czuły punkt. – Gryfonka uznała, że skoro już się do niej przyczepił, to postanowiła się z nim trochę podroczyć.
            – Nie twój interes Granger! – odwarknął. – Pozbyłem się po prostu kolejnej natrętnej laski, która chciała za mnie wyjść – skłamał, czekając na jej reakcję.
            – Pozbyłeś się jej? Chyba ją raczej wybawiłeś. Z pewnością wychodząc za ciebie zmarnowałaby sobie życie.
            – Za to ty zostaniesz starą panną, bo żaden facet się z tobą nawet nie umówi na kawę. – Draco postanowił być bardziej złośliwszy od Hermiony.
            – Wymyśliłeś ciekawą teorię Malfoy. Zaprezentuję ją chłopakowi ma mojej sobotniej randce. Jestem ciekawa w której sekundzie padnie ze śmiechu.
            – Masz na myśli rudawego śmierdziela? On się nie liczy za faceta. Myślę, że na Weasleyu moja teoria nie zrobi wrażenia. Jego umysł i tak jest na poziomie jaskiniowca.
            – Nie obrażaj Rona, ale co ci przyszło do głowy, że to z nim się umówiłam?
            – Jak nie on, to kto? – zapytał zaintrygowany. Był ciekawy jaki idiota, prócz Weasleya by się z nią umówił.
            – Nie twój interes. Pilnuj lepiej swoich natrętnych lasek – dodała usatysfakcjonowana. W końcu przestała żałować, że umówiła się z McLaggenem na randkę.

sobota, 15 lutego 2014

Rozdział 5


„Obelgi – to argumenty tych, którzy nie mają argumentów.”

5

            Chłopcy próbowali kilkakrotnie wydobyć od Hermiony informację na temat tajemniczych liścików, lecz na próżno. Gryfonka za każdym razem zmieniała temat, aż w końcu odpuścili. Żeby odpocząć od natarczywych przyjaciół, udała się do pokoju wspólnego prefektów. Nie musiała się obawiać obecności Ślizgona, gdyż ten udał się ze swoimi pseudokoleżkami na błonia. W sumie nie dziwiła mu się, bo dzisiaj była wyjątkowo piękna pogoda. Również Harry, Ron i Ginny zamierzali wykorzystać ostatnie ciepłe dni w tym roku. Niebo było przejrzyste i pozbawione wszelkiego śladu po wczorajszej ulewie. Gdy dotarła do pokoju wspólnego, zorientowała się, że był zupełnie pusty. Usiadła w fotelu koło pięknie ozdobionego kominka, w którym jak zwykle tańczyły wesoło płomienie. W ręku trzymała swoją ulubioną książkę. Był to dramat najsławniejszego angielskiego pisarza Szekspira – „Romeo i Julia”. Była to pierwsza poważna książka, którą dostała w swoim życiu i to ją najbardziej lubiła. Może dlatego, bo prezentowała ona obraz silnych i sprzecznych namiętności: miłości i nienawiści, życia i śmierci oraz szczęścia i rozpaczy. Odkąd była małą dziewczynką, marzyła o czystej i niewinnej miłości, która pokona wszelkie przeciwności losu. Ten egzemplarz był dla niej tak ważny, że nie zamieniłaby go na żadną inną księgę. Otworzyła ją ostrożnie i zaczęła przewracać powoli pożółkłe kartki, odszukując fragment, który był jej ulubionym.
            – „Lecz choćby oczy jej były na niebie, a owe gwiazdy w oprawie jej oczu, blask jej oblicza zawstydziłby gwiazdy.” – przeczytała na głos.
            Zamknęła powoli oczy i wzięła kilka głębokich oddechów. Napięcie, które towarzyszyło jej przez te dwa dni, powoli ustępowało. Tak działały na nią książki, które od dziecka uwielbiała.

❤⁑❤⁑❤⁑❤⁑❤

            W tym czasie dwójka uczniów szła przez skąpane złotym słońcem błonia. Choć z wyglądu bardzo się różnili, to jednak dobrze się dogadywali. Draco właśnie darzył Zabiniego największym zaufaniem i najlepiej go znał. Oprócz tego Blaise był dobrym kompanem do picia i wycinał najlepsze kawały Gryfonom. Więcej nie wymagał od tej przyjaźni, która opierała się na typowych Ślizgońskich warunkach. Gdy tak spacerowali, Diabeł streścił całe zajście z Julie w lochach. Gdy to opowiadał, był tak zdenerwowany, że wypalił prawie pół paczki papierosów. Draco miał ogromną ochotę się z niego ponabijać, ale widząc stan swojego kompana, wolał jednak tym razem tę sprawę przemilczeć. Blaise nawijał jak najęty już prawie godzinę i szczerze zaczynało go to z deka przynudzać. W pewnej chwili jego kolega zatrzymał się. Nienawistnym wzrokiem wpatrywał się w stronę wielkiego dębu, pod którym siedziała owa sprawczyni dzisiejszego zamieszania. Opierała swoje plecy wygodnie o drzewo i czytała książkę, która wyglądała na podręcznik od eliksirów dla początkujących. Draconowi trochę to przypominało szlamowatą Granger. – miłośniczkę spróchniałych i starych knig. Krew zaczęła szybciej pulsować w żyłach Zabiniego, a jego gniew stawał się coraz silniejszy. Teraz miał tylko jedno w głowie. Pragnął się na niej zemścić. Już miał wyciągnąć różdżkę, gdy nagle usłyszał znajomy żeński głos, który bez wątpliwości należał do Parkinson.
            – Nie waż się jej tknąć, Zabini! Ona należy do nas i jeśli spadnie jej choć włos z głowy,  to rozwalę ci łep! – Pansy stała kilka kroków za nim, opierając ręce na biodrach. Jej oczy przypominały dwa ostro zakończone sztylety, a na skroni zaczęła pulsować żyła, która jeszcze bardziej podkreślała jej groźny wyraz twarzy. Teraz przypominała rozjuszonego buldoga, który był gotów w każdej chwili rzucić mu się do gardła. Rzadko się tak zachowywała, ale kiedy była zła, stawała się nieobliczalna. Julie uniosła brew i z zaciekawianiem przyglądała się owej scenerii. Gdy Zabini zobaczył minę Pansy, to cała złość wyparowała z niego błyskawicznym tempie. Wiedziała, że z mopsem nie ma żartów, więc schował ręce w kieszenie, bąknął coś pod nosem i ignorując wszystkich odszedł ze złością w stronę zamku. Przez krótką chwilę panowała całkowita cisza. Draco stał nadal zszokowany tą całą sytuacją, Pansy powoli uspokajała swoje rozstrojone nerwy. Ciszę przerwała Julie, która zamknęła z hukiem gruby tom i zaczęła powoli wstawać.
            – Dzięki ci za pomoc. Myślę, że nie będzie już do mnie podskakiwał. – Uśmiechnęła się szeroko do Ślizgonki.
            – O to już nie musisz sie martwić. – Odwzajemniła uśmiech. – Przepraszam, ale muszę jeszcze skoczyć do sowiarni. – Potem odwróciła swoją natapetowaną twarz do Dracona, który wzdrygnął się na jej widok. – To do zobaczenia, Dracusiu. – Nie zważając na reakcję chłopaka skierowała się szybko w stronę sowiarni. Teraz został się tylko Draco i Julie. Gdy blondyn się jej tak przyglądał, zdał sobie sprawę, że jej twarz wydaje mu się dziwne znajoma, tylko że nigdy nie przypominał sobie żeby ją kiedykolwiek zobaczył. Gdy Julie przyuważyła, że chłopak przypatrywał jej się z zaciekawianiem, opuściła głowę.
            – Muszę już lecieć. To na razie – mruknęła i pobiegła szybko w stronę zamku, zostawiając Malfoya samego. Chłopak pokręcił się jeszcze chwilę samotnie, po czym skierował w kierunku pokoju wspólnego prefektów. Gdy przekroczył próg wiodący do pokoju, od razu ujrzał Granger, która spała w fotelu. Skrzywił swoje usta z niezadowolenia. Jej widok bardzo go irytował i najchętniej by ją wyrzucił z ciepłego i przytulnego pokoju wspólnego… jednak wydawała się teraz taka spokojna i niewinna zarazem. Podszedł bliżej żeby się jej przyjrzeć z bliska. Teraz, kiedy była taka bezbronna, mógł jej zrobić bardzo dużo okropności, lecz on tylko przykucnął przed nią i przypatrywał się jej twarzy z zaciekawieniem. Tłumaczył swoje niedorzeczne zachowanie tym, że chciał się po prostu upewnić, że Granger jest brzydka. Z niechęcią musiał przyznać, że nie była to prawda. Spod przymkniętych powiek jej rzęsy wydawały się być jeszcze dłuższe, niż myślał. Jej malinowe usta były lekko rozchylone, jakby były spragnione gorących pocałunków. Zastanawiał się przez chwilę, czy Granger kiedykolwiek się z kimś całowała. W końcu spotykała się kiedyś z tym Krumem. Może urodą nie grzeszył, ale ze swoją sławą mógł mieć każdą. Niesforne brązowe loki były porozrzucane wokół jej głowy. Mógł wiele złego o niej powiedzieć, ale jedno musiał przyznać. Gryfonka nie była sztuczną tapeciarą, kochającą wszelkie odcienie różu. Przez pewien czas nie mógł oderwać od niej wzroku. Spojrzał również na jej delikatne dłonie. W rękach trzymała starą książkę. Przez pewną chwilę zastanawiał się czy nie iść do swojego dormitorium, strzelić sobie jedną lufę i zapomnieć o głupiej, zapewne mugolskiej książce Granger. Ostatecznie ciekawość wygrała z odrazą. Jednak, jeśli chciał zobaczyć tytuł, musiał ją wyjąć z "paskudnych łap" Granger, co wcale nie było proste. Starał się, więc delikatnie odczepić każdy palec pojedynczo od okładki. Mimo że w pokoju wspólnym było bardzo ciepło, to palce Gryfonki były zimne jak lód. Po wielu ciężkich próbach w końcu udało mu się wyciągnąć egzemplarz. Spojrzał na grubą brązową okładkę. Złotymi napisami zostało wygrawerowane imię autora, o którym nigdy nie słyszał. Poniżej tego znajdowały się kolejno dwa imiona „Romeo i Julia”.
            – Praca zbiorowa? Żałosne. Nawet tytułu nie posiada. Za to autorów w cholerę, ale takie rzeczy mogą wymyślać tylko mugole – pomyślał z rozbawieniem i niesmakiem, otwierając książkę.
            Ominął spis osób i przeszedł od razu do prologu.

"Dwa wielkie domy w uroczej Weronie,
Równie słynące z bogactwa i chwały,
Co dzień odwieczną zawiść odnawiały,
Obywatelską krwią broczyły dłonie.
Lecz gdy nienawiść pierś ojców pożera,
Fatalna miłość dzieci ich jednoczy
I krwawa wojna, co z wieków się toczy,
W cichym ich grobie na wieki umiera.
Miłość, kochanków śmiercią naznaczona,
Wściekłość rodziców i wojna szalona,
Zerwana późno nad mogiłą dzieci,
Przed waszym okiem na scenie przeleci.
Jeśli nas słuchać będziecie łaskawi,
Błędy obrazu chęć nasza naprawi."

            – Możesz mi powiedzieć, co ty do cholery wyprawiasz? – usłyszał znad książki mocno podirytowany głos Granger. Draco podskoczył, o mało nie opuszczając książki z rąk. Nie przypuszczał, że szlama się obudzi przedwcześnie. Hermiona nadal siedziała w fotelu, paląc go wściekłym wzrokiem. Draco obdarował ją jednym ze swoich Ślizgońskich uśmiechów.
            – Jak to co? Przecież widzisz, że wgłębiam się w twoją lekturę autorstwa... Wiliama Szekspira, Romea i Julii. Granger, ty zmień swoje upodobania i nie czytaj takich książek, bo mózg już ci się skurczył od tego kiczu – odpowiedział z przekąsem, rzucając knigę prosto w dłonie Gryfonki.
            – Po pierwsze: co cię to obchodzi, po drugie: to nie jest kicz, tylko jedno z najlepszych dzieł, jakie do tej pory napisano, a po trzecie: Romeo i Julia to nie autorzy, tylko tytuł głąbie. – Prostota Malfoya bardzo ją rozbawiła.
            – No, no Granger trochę kultury, bo będę musiał ci ją siłą wpajać. – Dodał z udawanym groźnym tonem.
            To stwierdzenie już do końca rozśmieszyło Hermionę. Zachichotała cichutko, wstała szybko z fotela i skierowała się w stronę swojego pokoju. Gdy już była w progu, Malfoy krzyknął za nią.
            – A ty gdzie?! Jeszcze nie skończyłem mówić i z czego tak się śmiejesz?
            – Nic. Zastanawiałam, w jaki sposób może mnie taki klaun nauczyć kultury, skoro sam jej nie posiada – dodała i szybko zniknęła za drzwiami, zanim jej nie dogonił. Niestety nie mógł wejść do środka. Hermiona od początku zabezpieczyła swój pokój odpowiednimi zaklęciami.
            – Zobaczysz, Granger… jeszcze tego pożałujesz! – krzyczał, okładając pięściami jej drzwi.
            Ale Gryfonka nie słuchała go już, tylko podeszła do kufra i wyciągnęła swoje magiczne słuchawki. Gdy tylko je nałożyła, mogła słuchać swoje ulubione utwory. Nakładała je tylko wtedy, gdy nie chciała słuchać czyjegoś ględzenia. Miała dziwne wrażenie, że w tym roku będzie z nich korzystać częściej.

❤⁑❤⁑❤⁑❤⁑❤

            Blaise szedł samotnie po zamku, zmierzając w określonym kierunku. Chciał ochłonąć po dzisiejszym dniu i pomyślał, że biblioteka byłabym najlepszym miejscem. Gdy minął zakręt, zdążył w ostatniej chwili ujrzeć, jak długi, rudy kucyk znikał za drzwiami od biblioteki. Zabini doskonale wiedział, do kogo należały te włosy. Tylko Ginny Weasley miała takie rude kędziory. Musiał przyznać, że Gryfonka od dawna go intrygowała, a teraz, kiedy przestała się wreszcie kochać w Wybrańcu, stała się jeszcze bardziej interesująca. Nie był on jedyny, który tak uważał. Już na dworcu mógł zobaczyć, jak gromada chłopaków rozbierała ją wzrokiem. A było, na co popatrzeć. Ładne, smukłe nogi, zgrabna talia oraz piękne, brązowe oczy, w które mógł zatopić się godzinami. Również podobał mu się jej uśmiech i dołeczki, które się podczas niego pojawiały. Ale najpiękniejsze miała piórka. Wręcz uwielbiał, kiedy dziewczyny miały długie i proste włosy, a rudawy odcień dodawał jej pikanterii. Również jej charakterek był niezły. Była silna, niezależna i nie dawała się łatwo uwieść byle komu, a była wybredną dziewczyną. W końcu przez większość czasu była zakochana w wybawicielu Potterze, który jest może dupkiem, ale na pewno nie byle jakimś uczniem. Jednak teraz odczuwał, że ze wszystkich Hogwardzkich przystojniaków miał największą szansę. W końcu wczoraj ruda wstawiła się za nim w pociągu, co oznaczało, że wpadł jej w oko. Jeśli to dobrze rozegra, to Weasleyka będzie do świąt jego. Postanowił wykonać pierwszy krok i pogadać z Ginny, a teraz miał dobrą okazję, gdyż była teraz sama, a to zdarzało się bardzo rzadko. Dlatego żeby nie tracić czasu, wszedł do biblioteki. Była ona przeogromna i przez liczne regały przypominała mu bardziej labirynt. Trochę mu to zajęło czasu, zanim Ginny odnalazł. Był to niesamowity widok. Dziewczyna stała na przedostatnim szczeblu drabiny, która opierała się o jeden z regali. Jedną ręką przytrzymywała się szafy, a druga trzymała otwartą książkę. Była tak zajęta lekturą, że nie zdawała się go zauważyć. Już miał ujawnić jej swoją obecność, gdy dziewczyna niespodziewanie kichnęła. Automatycznie chciała zatkać nos przed kolejnym razem, gdy nagle straciła równowagę i nie mając czasu na złapanie się czegokolwiek, zaczęła lecieć w dół. Zabini obserwował całą sytuację w jakby zwolnionym tempie. Nie zastanawiając się zbyt długo, czmychnął w jej stronę. Biegł najszybciej jak mógł. Ginny czuła wielki strach, ale dobrze wiedziała, że już nic jej nie pomoże. Zamknęła odruchowo oczy i gdy nastał moment, w którym miała zderzyć się z twardą posadzką, nagle poczuła, że zamiast tego wylądowała na czymś miękkim. Dopiero po kilkunastu sekundach odważyła się otworzyć oczy i wtedy zorientowała się, że zamiast na ziemi leży… na czyjś plecach. Błyskawicznie podniosła się i dopiero wtedy zobaczyła, kto jest jej wybawicielem.
            – Och, tak mi przykro! Nic ci nie jest? – spytała zaniepokojonym głosem. Podała mu dłoń i pomogła wstać z zakurzonej podłogi.
            – O mnie się nie martw, ale czy z tobą wszystko w porządku? To wyglądało naprawdę niebezpiecznie – odparł, strzepując swoje szaty z kurzu.
            – Tak, ale tylko dzięki tobie. Naprawdę jestem ci wdzięczna – odpowiedziała, uśmiechając się do niego.
            – Nie ma, za co. Dobrze, że nic ci nie jest i...
            – Co to za hałas?! Wynocha stąd! Natychmiast! – krzyknęła z ze złością pani Pince, która podobnie jak Filch zjawiła się zawsze w najmniej odpowiednim momencie. Gdy znaleźli się już za drzwiami, mogli po spokoju kontynuować rozmowę.
            – Wstrętna stara panna, chyba by nas zabiła gdybyśmy uszkodzili jej książki – dodał Zabini.
            – Też jej zbytnio nie lubię. Patrzyła się na nas jakbyśmy byli jakimiś przestępcami. Zwariowana baba. No, ale muszę już iść, Umówiłam się z dziewczynami w pokoju wspólnym. Jeszcze raz dziękuję no i do zobaczenia. – Pomachała mu na odchodne i pobiegła schodami do wieży Gryffindoru. Zabini obserwował jak jej piękna sylwetka zniknęła za rogiem. Choć nie dał to po sobie poznać, to każdy gest i słowo wywołało u niego przyjemne dreszcze. Nie interesowało go to, że jest (jak Draco zawsze uważał) zdrajczynią krwi. Owszem kiedyś nienawidził takich osobników, podobnie jak szlamy i mugoli, jednak nie ją. Stanowiła jakby odrębny wyjątek tej całej grupy. Nie mógł jej znienawidzić i długo walczył z tym uczuciem, zanim go wreszcie zaakceptował. Te wakacje dały mu wiele do przemyślenia i na własnej skórze doświadczył, jakie to życie jest kruche i wystarczy chwila nieuwagi, by je stracić. Dlatego nie będzie już więcej zwlekał i zacznie działać.

❤⁑❤⁑❤⁑❤⁑❤

            Zbliżała się powoli dziesiąta, kiedy Hermiona odłożyła podręcznik od transmutacji i zaczęła się szykować do swojego pierwszego patrolu z Malfoyem. Postanowiła wziąć najpierw długą, relaksującą kąpiel. Gdy już wysuszyła ciało i włosy, zastanawiała się co ma na siebie włożyć. Jednak zaraz po tym uświadomiła sobie, że to jest patrol z Malfoyem – jej odwiecznym wrogiem, a nie randka. Wzdrygnęła się na samą myśl o tym. Nigdy sobie nie wyobrażała być z nim w innej relacji. Od początku jej nienawidził z wielu powodów. Głównie za pochodzenie, za dobre wyniki w nauce, za to, że jest przyjaciółką Harryego. Ona zaś nie znosiła jego parszywego i wrednego charakteru, wieczne aluzje, docinki i wyzwiska dotyczące jej pochodzenia, wyglądu i przyjaciół. Ale on nie ograniczał się tylko do samych słów. Już nieraz odczuła na sobie jego głupie, niekiedy nawet niebezpieczne kawały, które z roku na rok były coraz gorsze i częstsze. Teraz, gdy nie było już Voldemorta, miała nadzieję, że będzie się wreszcie z tym ograniczał. Nie liczyła już broń Boże na żadną przyjaźń, ale na odrobinę uprzejmości. Niestety widocznie upadek Czarnego Pana nie wystarczał żeby zmienić Dracona. Musiałby się chyba stać jakiś cud, ale Hermiona nie wierzyła w takie zjawiska. Wyprostowała swoje włosy i związała je w kitkę, zostawiając kilka pasemek z przodu. Założyła czarną koszulę w kratę oraz jasno niebieskie jeansy. Po wykonaniu lekkiego makijażu, nałożyła swoją szkolną szatę, przypięła do niej odznakę prefekta naczelnego i wyszła do pokoju wspólnego. Nie musiała długo na niego czekać. Gdy ją tylko zobaczył, ustał na chwilkę. Przez sekundę zastanawiał się nad dwiema rzeczami. Czy posłać kolejną obraźliwą obelgę pod jej adresem, czy może milczeć? Ponieważ nic ciekawego nie przychodziło mu do głowy, to wybrał milczenie, ale nie na długo. Gdy przemierzali drugie piętro, ciszę przerwał hałasujący Irytek, który za pomocą zielonej farby zanieczyszczał wszystkie zbroje. Ponieważ Malfoy nie kwapił się za bardzo do takiej roboty, sprawą musiała zająć się Hermiona. Podeszła bliżej do poltergeistera, trzymając na wszelki wypadek różdżkę w pogotowiu.
            – Irytek, ostrzegam! Jak w tej chwili nie przestaniesz, będę musiała użyć innych metod żeby cię uspokoić! Krwawy Baron na pewno będzie zadowolony. – Irytek odwrócił swój brzydki pyszczek w stronę Hermiony i posłał jej złośliwy uśmiech. Potem wydarł się na całe gardło.
            – Uuuuuu, jakie to urooooooocze! Romantyczny spacerek o północy! Kontynuujcie gołąbeczki hihihi, ja wam nie będę przeszkadzać. – Po czym rzucił wiadro z farbą z impetem na podłogę, rozbryzgując ją dookoła i poleciał z wielkim wrzaskiem w stronę lochów.
            – Co za idiota – prychnęła z pogardą, wyciągnęła różdżkę i usunęła farbę ze zbroi i  podłogi. Potem odwróciła się w stronę Ślizgona. – Mógłbyś też coś zrobić, a nie stoisz jak widły w gnoju!
            – Niby od kiedy tu jestem od brudnej roboty? Ty się do tego lepiej nadajesz – odpowiedział monotonnym głosem, krzywiąc się przy tym komicznie.
            – No tak, zapomniałam. Przecież mam do czynienia z zadufanym arystokratycznym dupkiem, który nigdy nie trzymał nawet łopaty w ręku.
            – Nie muszę się zniżać do takich czynności, jak mam służbę. Skoro tak się palisz do roboty, to możesz się u mnie zatrudnić. Byłaby to dla mnie całkiem miła odskocznia. Wiesz skrzaty mi się już znudziły.
            – Doprawdy? Ponoć jestem brzydsza od skrzatów. Chciałbyś żeby taka maszkara cię obsługiwała? – odgryzła mu sarkastycznie.
            – Ach Granger, Granger. Wiesz, jesteś strasznie zakompleksiona. Ale skoro tak uważasz, to nie będę się z tobą o to sprzeczać – westchnął teatralnie, rozkładając ręce.
            – Ja tak nie uważam! To ty tak do mnie powiedziałeś wczoraj, pajacu.
            – Granger, dlaczego ciągle wyciągasz brudy z przeszłości? – Sprzeczka z szlamą przynosiła mu wielką frajdę.
            – Twoje „brudy” można już podpiąć pod kategorię bagna. – I tak się kłócili przez całą powrotną drogę. W sumie było jej trochę raźniej, gdyż wtedy nie rozmyślała, że idzie przez ciemny korytarz. Tak, wojna w każdym zostawiła pewien ślad. Również w Gryfonce. Dawny lęk przed ciemnością, który ją prześladował w dzieciństwie powrócił. Kiedy miała koło 4 lat, mama niezauważalnie zamknęła ją w piwnicy. Choć trwało to dosłownie kwadrans, to Hermiona nigdy nie zapomniała tego momentu, w którym słyszała te szmery, kroki i dziwne odgłosy wydobywające się z głębi piwnicy. Jak dzisiaj o tym pomyśli, to dostaje gęsiej skórki. Na szczęście minęło to, kiedy dowiedziała się o Hogwarcie. Różne zjawiska, które są dla zwykłych mugoli określane jako nadprzyrodzone, były dla czarodzieja czymś zupełnie normalnym. Gdy już znaleźli się w ciepłym pokoju wspólnym, byli już nieźle nakręceni.
            – Ja dziecinna? A kto mi niby podsyłał liściki z durnymi aluzjami. Teraz mam przez ciebie przechlapane u profesora Binnsa. Ale ostrzegam, że jeśli odbije się to na mojej średniej, to pożałujesz, że się kiedykolwiek urodziłeś.
            – Przechlapane byś miała, jeśli bym napisał jakieś wyzwiska pod adresem tego nudziarza. Szkoda, że wtedy na to nie wpadłem.
            – Powiedz mi! Co chciałeś przez to osiągnąć, pisząc takie deklaracje w moim imieniu? – Wtedy rozległa się kompletna cisza. Tylko od czasu do czasu słychać było trzask ognia w kominku. Hermiona stała ze skrzyżowanymi rękami, czekając na sensowną odpowiedź, zaś Draco rozmyślał nad najbardziej logiczną wypowiedzią. Niestety nie było takiej. Pisząc ten tekst postąpił bardzo irracjonalnie. Zupełnie jakby pocałował Sklątkę Tylnowybuchową. Gdy nic ciekawego do głowy nie wpadło, postanowił odpowiedzieć prawdę.
            – Sam nie wiem. Widocznie przebywanie z tobą wpływa niedobrze na liczbę moich szarych komórek.
            – Jakie szare komórki? Przecież fretki je nie posiadają. – Hermiona nie dawała mu za wygraną. Draco błyskawicznie pokonał oddzielającą ich odległość i przybliżył swoją twarz do niej tak szybko i blisko, nim Hermiona zdołała choćby mrugnąć okiem. Było to dla niej bardzo niezręczne. Nic dziwnego w końcu ta bliskość była tylko zarezerwowana dla osób, z którymi żyje się w bardzo zażyłych relacjach, a nie dla nienawidzących się wrogów. Jednak gdy spojrzała w jego groźne staloszare tęczówki, jej serce zaczęło nagle tak mocno łomotać, jakby miało za chwilę wyskoczyć z piersi. Czemu zaczerwieniła się w taki sposób, w jakim czynią to nastolatki podkochujące się w szkolnych przystojniakach? Czemu nie miała w sobie tyle siły, aby odskoczyć do tyłu czy strzelić mu w twarz?
            – Tak sądzisz? Uwierz mi, że mam jeszcze wystarczająco szarych komórek, które mi pozwolą cię załatwić – odparł chłodnym tonem, łapiąc jej nadgarstki. – Jakoś w tym roku za bardzo podskakujesz. Już obiecywałem, że cię przytemperuję. – Już miał zbliżyć swoje usta do jej ucha, gdy Hermiona, dotknięta jego słowami oprzytomniała.
            – Doprawdy? – Odchyliła głowę do tyłu i swoim czołem z całej siły uderzyła w jego czoło. Draco odskoczył szybko łapiąc się za obolałe miejsce. Choć Gryfonkę tak samo bolało, czuła jednak kolejną satysfakcję.
            – Wiem do czego zmierzasz. Tak możesz postąpić ze swoją Pansy. Jednak na mnie takie tanie sztuczki nie działają – wykrztusiła, wskazując na niego palcem i po czym pobiegła do swojego pokoju.

piątek, 14 lutego 2014

Rozdział 4


„Zbyt uparta, by przeprosić, zbyt słaba, by oficjalnie zakończyć, zbyt dumna by przyznać, co czuje.”
4

Zmierzała pospiesznym krokiem ku Wielkiej Sali. Będąc w połowie drogi zobaczyła z daleka wyraźną sylwetkę profesor McGonagall. Choć wprawdzie planowała porozmawiać z nią dopiero po lekcjach, zdecydowała jednak uczynić to teraz. Im szybciej, tym lepiej.
– Przepraszam, pani profesor… – odezwała się zdyszana Gryfonka.
– Dzień dobry, panno Granger. W czym mogę o tak wczesnej porze pomóc? Czyżby coś się stało? – Na jej twarzy można było dostrzec widoczne ślady zaciekawienia.
– Chciałabym panią o coś poprosić – Hermiona postanowiła nie owijać w bawełnę i przejść do sedna sprawy. – Chciałabym, aby pani mi pozwoliła patrolować korytarze z kimś innym niż z Malfoyem… wiem, że ta prośba może się wydać absurdalna, ale jest ona dla mnie bardzo ważna. Jestem pewna, że nie wytrzymam z tym… – i tu zacisnęła zęby, żeby nie powiedzieć jakieś nieocenzurowanej ksywy względem Dracona. – Człowiekiem dłużej niż jeden wieczór.  – Minerwa spojrzała na nią znacznym wzrokiem, jakby oczekiwała bardziej mądrzejszych argumentów.
– Czyżby pan Malfoy w jakiś sposób uprzykrzał ci życie?
– Nienawidzimy się… i jestem pewna, że to się nigdy nie zmieni, więc proszę dla świętego spokoju… niech pani pozwoli na tę wymianę. Nie będę sprawiać żadnego kłopotu. – Te słowa z pewnością skruszyłyby miękkie serce opiekunki Hufflepuffu. Niestety przy profesor McGonagall trafiła na granit. Zmarszczyła brwi, wykonała głęboki oddech i po czym odparła.
– Panno Granger, doskonale rozumiem twoje uprzedzenia, ale nie popieram żadnych wojem między domami. Jesteście praktycznie dorośli i z pewnością chcecie być tak również traktowani, więc proszę nie wychodzić  do mnie z takimi dziecinnymi prośbami i podejść do sprawy z innej strony. – Po czym dodała, uśmiechając się lekko. – Uważam, że każdy konflikt można rozwiązać. Dlatego nie zmienię swojej decyzji odnośnie patroli, a teraz proszę mi wybaczyć. Mam jeszcze inne obowiązki. Do zobaczenia na zajęciach – powiedziała dobitnie i zostawiła zawiedzioną Hermionę samą na korytarzu.
– Niech to szlag! – krzyknęła, gdy nauczycielka się już oddaliła. Chciała kopnąć w ścianę, lecz zamiast tego uderzyła kogoś prosto w kość piszczelową.

❤⁑❤⁑❤⁑❤⁑❤

– Naprawdę wszystko z tobą w porządku, Neville? Może pójdziemy do skrzydła szpitalnego? Ach, tak mi przykro. Naprawdę cię nie widziałam… – Hermiona po stokroć przepraszała Longbottona na śniadaniu.
– Nie, Hermiono… to naprawdę nic takiego. Nic mi nie będzie i przestań przepraszać, bo zrobiłaś to już po raz setny. – Uśmiechnął się z zakłopotaniem.
Harry, Ron i Ginny dołączyli do nich po kilku minutach. Gryfonka dobrze wiedziała, że była im winna kilku wyjaśnień. Nie musiała na to długo czekać, kiedy Ron odezwał się pierwszy.
– McGonagall powiedziała nam wczoraj o twojej nowej kwaterze. Percy też dostał swoje prywatne dormitorium jak został prefektem naczelnym. Mówił, że to fajna sprawa.
– Jednak będziesz nas odwiedzać? – spytała z niepokojem Ginny.
– A co myślałaś, że nie? Głuptasie. – Rozpromieniła się brązowowłosa. – Niestety nie pozbędziecie się mnie tak łatwo. – Na to wszyscy się roześmieli.
– Miono, opowiadaj! Kiedy masz patrole? Jesteś z tym Jessem z Ravenclawu tak?
– Już nie – Cały dobry humor nagle wyparował z niej. Spuściła głowę. W kilku zdaniach opisała wczorajszą potyczkę z Malfoyem (omijając oczywiście sprawę z komplementem) i nieodwracalną decyzję McGonagall.
– Próbowałam z nią nawet dzisiaj porozmawiać, ale się nie zgodziła na wymianę. Twierdziła, że każdy konflikt można rozwiązać. Wyobrażacie to sobie?
– Z Malfoyem? Nigdy – odpowiedzieli chórem przyjaciele, jednocześnie trzęsąc głowami.

❤⁑❤⁑❤⁑❤⁑❤

Julie właśnie spieszyła się na śniadanie. Obwiniała swoje nowe współlokatorki, które trajkotały prawie całą noc. Dzięki im nie mogła wczoraj zmrużyć oka. Na dodatek skręciła nie tam gdzie trzeba i przechodziła już trzeci raz koło tej samej zbroi. Julie nigdy nie miała dobrej orientacji w terenie. Zła i spóźniona zaczęła już biegać. Nagle za rogu wpadła na coś miękkiego, a raczej na kogoś. Był to Crabbe. Przy nim byli jeszcze standardowo Goyle, Multon i Zabini.
– Uważaj gdzie łazisz, gówniaro! – warknął Vincent.
Julie poprawiła szatę i spojrzała wyzywająco na resztę.
– Osobiście radziłabym tobie dobrać lepiej słowa, bo może cię spotkać niemiła przygoda – powiedziała spokojnie niebieskooka.
Pierwszy zaśmiał się Blaise. Pewnie, dlatego, że sens jej słów dotarł do niego pierwszy. Zaraz do niego dołączyła reszta. Już po kilku sekundach na korytarzu rozległ się donośny ryk Ślizgonów. Chłopaki wręcz skręcali się ze śmiechu. Folison trzymał się kurczowo ściany, żeby nie runąć na ziemię, a Zabini zaczął ścierać łzy z policzków. Tylko jakoś Julie nie było do śmiechu. Starała się zachować spokojnie, ale jej oczy ciskały gromy, a twarz zaczerwieniła się od gniewu. Gdy się trochę uspokoili, odezwał się Zabini.
– Wybacz, mała, ale to prędzej ciebie może spotkać, że tak ładnie ujęłaś niemiła przygoda. – Roześmiał się szyderczo i po czym ciągnął dalej. – Nie licząc to, że jesteśmy na szóstym roku, a ty nawet nie miałaś ani jednej lekcji, to jeszcze mamy przewagę liczebną.
– A możesz mi powiedzieć gdzie ujrzałeś tych szóstoklasistów, bo ja widzę przed sobą tylko cztery nieociosane kołki.
Teraz sytuacja potoczyła się bardzo szybko. Gdy tylko zobaczyła jak zbliżają się do niej osiłki Malfoya, musiała natychmiast zareagować. Wyciągnęła różdżkę i wycelowała w podłogę. Pod ich nogami pojawiła się zielona, obrzydliwie cuchnąca maź, która po kontakcie tworzyła niesamowicie silny środek poślizgowy. To uziemiło dwóch Ślizgonów na dobre. Gdy Goyle poczuł, że traci grunt pod nogami, złapał się kurczowo Crabbe'a i pociągnął w stronę szybko rozprzestrzeniającej mazi. To był błąd, ponieważ Vincent runął swoim cielskiem na Gregoryego. Zabini i Multon zdążyli w miarę szybko odskoczyć od podejrzanej substancji i zaczęli wyciągać różdżki. Julie wiedziała, że nie poradzi sobie z dwoma przeciwnikami na raz, dlatego musiała zająć się nimi szybciej, niż zdążą zareagować.
– Ekspulsjo! – Żółty strumień z różdżki trafił w przestrzeń pomiędzy dwoma Ślizgonami. Przez parę sekund nic się nie działo, ale po chwili rozległ się potężny huk, który odepchnął chłopaków od siebie tak, że każdy wylądował na innym końcu korytarza.
– Ty cholerna gnido, skąd ty… – wycedził Zabini, łapiąc się za obolałą głowę.
– To, że nie miałam jeszcze żadnej lekcji zaklęć za sobą, nie znaczy, że nie potrafię się bronić przed takimi idiotami.
– Hej, co tu się dzieje?
Nagle zza zakrętu wyłoniła się Pansy Parkinson. Obecny stan jej koleżków wstrząsnął nią niesamowicie. Z wielkim zdziwieniem zlustrowała najpierw zakłopotanych goryli, potem ujrzała Diabła i Folisona, którzy próbowali z całych sił wstać. Na końcu spojrzała na blondynkę, która nadal miała ściśniętą w dłoni różdżkę. Gdy dotarło do niej, że to właśnie Julie ich tak urządziła, parsknęła śmiechem.
– Co cię tak do cholery śmieszy? – warknął Zabini.
– Nic, po prostu bawi mnie to, że taka mała dziewczynka dała takim dużym chłopcom mocno w kość. Chodź Julie. Z pewnością już jesteś głodna.

❤⁑❤⁑❤⁑❤⁑❤

            – Hej, przyuważyłaś już jak ten McLaggen się na ciebie patrzy? – mruknęła Ginny do Hermiony, tak żeby inni tego nie słyszeli. Spojrzała w stronę ciemnego blondyna i rzeczywiście. Niemal z pożądaniem rejestrował każdy jej ruch. Musiała przyznać, że było to bardzo kłopotliwe. Może, dlatego, że Gryfonka nie była przyzwyczajona do takiego zachowania ze strony płci przeciwnej. Nigdy jeszcze nie miała żadnego chłopaka. Owszem był krótki epizod z Krumem, ale poza kilkoma nieznaczącymi pocałunkami, nic nie było, a kontakt zakończył się wraz z jego wyjazdem (jeśli nie licząc jego listów, które przychodziły w długich odstępach czasowych).
            – Tak, ale nie wiem, czego on ode mnie chce. Jakoś nie pamiętam żebym mu zalazła za skórę – odparła z przejęciem.
            – Nie wiesz, co to znaczy? Widocznie przebywanie blisko Malfoya naprawdę ci nie sprzyja. To oznacza, że mu się podobasz. – Uśmiechnęła się zawadiacko ruda.
            – To niedorzeczne, Ginny. Przez te wszystkie lata nie zaszczycał mnie nawet spojrzeniem, a teraz nagle mu się spodobałam? To pewnie jakiś głupi zakład albo…
            – Ach Miona, czy ty tego nie rozumiesz? Przez te wakacje stałaś się naprawdę piękną dziewczyną i chłopacy również zaczynają to dostrzegać.
            Hermiona miała już odpowiedzieć, gdy nagle zobaczyła, że Malfoy wkroczył do Wielkiej Sali. Dziwnie to wyglądało, gdy blondyn nie był w towarzystwie swojej świty. Przyjrzała się jego twarzy i z ulgą stwierdziła, że jej wczorajsze ataki nie zostawiły na nim widocznych śladów. Nadal miała wyrzuty sumienia z powodu wczorajszej potyczki. Jeszcze do dzisiaj nie wiedziała, co w nią wtedy wstąpiło. Przecież jest zawsze ostatnią osobą, która uciekała się do takich prymitywnych sposobów. Gdy przechodził koło jej stołu, zerknął krótko w jej stronę. Z jego twarzy mogła odczytać tylko chłodną obojętność. Szybko jednak odwrócił wzrok i przeszedł do stołu Ślizgonów. Usiadł koło Parkinson, która rozmawiała z tą nową dziewczynką. Nalał sobie soku dyniowego i nałożył trochę jajecznicy z bekonem.
            – Naprawdę nie mogę uwierzyć, że byłaś w stanie ich załatwić. Skąd ty się nauczyłaś takich trudnych zaklęć? – Pansy jak zwykle trajkotała jak najęta.
            – Oni po prostu uważali, że nic nie potrafię, dlatego stracili czujność, a co do zaklęć, to przed wyjazdem do Hogwartu tata nauczył mnie co nieco. – Roześmiała się szeroko i puściła do niej oko.
            – Hehe. Dałabym sobie rękę uciąć, że był w Slytherinie, bo tylko prawdziwy Ślizgon wpajałby swojej córeczce takie perfidne sztuczki – odparła pewnie mopsica.
            – Być może – odpowiedziała tajemniczo. – Ale wybacz muszę się zbierać. Mam pierwsze eliksiry, a nie chcę się spóźnić.
            – Nie martw się. Nawet jak się spóźnisz, to nam i tak nic nie zrobi, ale jak musisz, to leć.
            – Dobrze, to do zobaczenia.
            Draco słuchał uważnie całą rozmowę i gdy Julie się oddaliła, zapytał Pansy wprost:
            – Wiesz może, kogo ta mała cholera miała niby załatwić? – Nie wiedział dlaczego, ale ta sprawa bardzo go intrygowała. W końcu mógł oderwać swoje myśli od wczorajszego dnia. Tamtej nocy nie mógł zmrużyć oka i nic dziwnego. W końcu szlamie udało się go wczoraj dwukrotnie upokorzyć. Raz przy ciotce Marget, choć to dla niego mniejsza tragedia. Siostra Lucjusza została z przed wielu lat wykluczona z rodziny i jego kontakty z nią ożywiają tylko wtedy, gdy Ślizgon znajdował się w jakiś tarapatach. Gorzej było z tą całą sytuacją w pokoju wspólnym, w którym jego nos miał przyjemność poznać jej małe piąstki. Najtragiczniejsze było to, że ta chamka zrobiła to przy tym lalusiu Horneyu. Nie chodzi o to żeby jego zadanie go zbytnio interesowało czy coś, ale Jess mógł to rozgadać do innych, a biorąc pod uwagę, z jaką prędkością rozprzestrzeniają się tu w tej budzie plotki, to do południa będą go już wytykać palcami.
            – Hahaha… kochanie, dowiesz się na lekcjach – Pansy próbowała pogładzić jego jasne włosy, ale Draco się w porę odchylił przed jej ręką. Z obrzydzeniem musiał stwierdzić, że kolor jej paznokci był dzisiaj strzelisto różowy.

❤⁑❤⁑❤⁑❤⁑❤
         
            Pierwszą lekcją dla szóstoklasistów miało być zielarstwo. Wszyscy skierowali się do cieplarni, gdzie zwykle odbywały się zajęcia. W środku było jak zwykle gorąco, duszno, a zapach pozostawiał wiele do życzenia, dlatego niezwykłą ulgą było dla wszystkich, kiedy zajęcia się wreszcie skończyły. Następnie udali się do klasy, w której odbywały się zazwyczaj zaklęcia. Już na zielarstwie Malfoy zdążył zauważyć, że część jego świty wyglądała bardzo markotnie. Crabbe i Goyle mieli takie miny, jakby byli na przymusowym głodzie. W sumie niezbyt to Ślizgona dziwiło, bo w końcu nie przyszli na śniadanie, ale jak zauważył, że Diabeł i Multon zachowywali się podobnie,  to dawało mu trochę do przemyślenia. Podczas obiadu postanowił zagaić przyjaciela.
            – Hej, o co wam biega? Macie takie miny, jakby wam jakaś laska butem przyłożyła. – To miał być tylko niewinny żart, ale na chłopaków podziałał jak płachta na byka.
            – Widzę, że cię to bardzo śmieszy, co nie? – Zabini wręcz kipiał ze złości. – W końcu to nie na co dzień zdarza się być pobitym przez jakiegoś sralucha.
            Draco był lekko zdezorientowany. Nigdy się nie spodziewał, że jego dowcip okaże się prawdziwy. Gdy Pansy zachichotała, zrozumiał już o kogo jej wtedy chodziło. W sumie musiał przyznać, że ta mała miała niezły tupecik, zadając się najgorszą elitą szkolną. To zachowanie przypominało mu bardziej Gryfona, niż Ślizgona, bo tylko ta idiotyczna grupa biegnie na oślep i naraża swoje życie, nie dbając w ogóle o własne bezpieczeństwo. Oczywiście miał na myśli pewną trójkę. Żałosnego Wybrańca Głuppotera, który miał czelność znowu przeżyć, jego kolegę Weasleya, pasożyta, który nie ma nawet kasy na zakup nowych skarpetek (nie wspominając o płynie do ich mycia) oraz królową Szlam, wszechwiedzącą i wszędobylską Granger. Spojrzał akurat w ich stronę. Potter dyskutował zawzięcie z Finniganem, Weasley wchrzaniał swoją zapiekankę tak, jakby mu miała za chwilę uciec sprzed nosa, a Granger flirtowała z McLaggenem.
            – Chwileczkę. Coś tu nie gra. Granger i flirty?

❤⁑❤⁑❤⁑❤⁑❤

            – Mogę się dosiąść? – zapytał Cormac, wpatrując się namiętnie w brązowe tęczówki Gryfonki. Dopiero teraz przyuważyła, że miejsce, które poprzednio zajmowała Ginny jest wolne, a ruda po prostu siedziała nieco dalej.
            – Ty wredna małpo – pomyślała zawzięcie Hermiona – Jak chcesz mieć flirty, to będziesz je miała i tak zobaczysz, że popełniłaś błąd.
            – Jasne siadaj! – Uśmiechnęła się, wskazując na wolne miejsce.
            McLaggen przysiadł się wygodnie obok Hermiony i nie zważając na mordercze spojrzenie Rona, zagadał dziewczynę ponownie.
            – Jesteś Hermiono Granger z szóstego roku tak?
            – Tak i z pewnością dużo o mnie słyszałeś prawda? – Hermiona zdążyła już poznać te chwyty.
            – Właściwie to niewiele i dlatego chciałbym to bardzo zmienić – odparł i po czym przysunął swoje usta do ucha dziewczyny i szepnął czule – Jesteś bardzo intrygującą osobą. Hermiona spłonęła rumieńcem, a Ron zakrztusił się w tej chwili makaronem i począł się dusić. Harry, chcąc uratować przyjaciela, klepnął go kilka razy po plecach. Hermiona zaś podała mu szybko puchar z sokiem. Gdy Ron opanował wreszcie kaszel, odparł z ulgą.
            – Uff, dzięki. Uratowaliście mi życie.
            Hermiona zwróciła się znowu do Cormaca.
            – Wiesz, muszę cię przeprosić… przypomniało mi się, że muszę jeszcze czegoś poszukać w bibliotece. – Potem odwróciła się do chłopaków. – To zobaczymy się historii magii.
            – Tylko nie spóźnij się – krzyknął jeszcze za nią jeszcze Harry.

❤⁑❤⁑❤⁑❤⁑❤

            Nie udała się jednak do biblioteki. Obawiała się, że McLaggenowi może przyjść do głowy żeby za nią podążyć. Obejrzała się jeszcze raz za siebie, sprawdzając czy nikt jej nie śledził, po czym skręciła do jakieś starej nieużywanej klasy. Chciała być przez chwilę sama. Usunęła kurz z ławki i usiadła na niej, wpatrując się w nieumyte okno. Opierając głowę na dłoniach rozmyślała nad swoją sytuacją. Zastanawiała się nad swoimi nieszczęsnymi amantami. Wcześniej narzekała na brak zainteresowania ze strony płci przeciwnej, a teraz nie może się wręcz od nich oganiać. Wczoraj Jess, a dzisiaj Cormac. Nie liczyła już żałosnych podchodów Rona, czy głupich zaczepek mugolskich chłopaków na ulicy. Najgorsze było to, że ani jeden nie był w jej typie. Przy żadnym nie czuła przysłowiowych „motylków w brzuchu”, które występowały standardowo u zauroczonych.
            – Co z tobą, Granger, przeraziło cię zachowanie McLaggena? Uciekłaś, bo myślałaś, że rzuci się na ciebie w Wielkiej Sali? – Hermiona nie musiała się nawet zastanawiać, kto to powiedział, ponieważ znakomicie znała przepełniony sarkazmem głos Malfoya. Jeśli chodzi o ciche skradanie się za plecami, to Draco miał do tego zdecydowanie smykałkę. W końcu był w Slytherinie. Chłopak stał, opierając się o ścianę ze skrzyżowanymi rękami na piersiach. Na jego twarzy przylepiony był jak zwykle wredny uśmieszek. Widocznie przeszło mu po wczorajszym starciu. Gryfonka postanowiła zastosować inną taktykę na Malfoya. Będzie go traktować jak powietrze. Po wczorajszym dniu stwierdziła, że jej kąśliwe riposty są dla niego doskonałą pożywką, więc teraz będzie go trochę „głodować”. W końcu obojętność jest okrutniejsza niż nienawiść. Nienawidząc kogoś, okazuje się wrogowi bardzo silne uczucia, może nawet potężniejsze od miłości. Obojętność nie zawiera żadnych odczuć i dlatego boli bardziej niż nienawiść. Wstała z ławki, otrzepała swoje szaty, wzięła torbę i wyszła z klasy, nie zaszczycając jego nawet najmniejszym spojrzeniem. Tak zostawiła kompletnie osłupionego Ślizgona samego. Hermiona doskonale wiedziała, że Draco nie znosi tego typu zachowania. Każdy wiedział, że Malfoy czuł się najlepiej, kiedy znajdował się w centrum zainteresowań. Dlatego nie zdziwiła się, kiedy usłyszała brzdęk stłuczonej szyby po jej wyjściu.
            – Pewnie wyżył się na nieszczęsnej gablotce goblinów – zachichotała cicho.

❤⁑❤⁑❤⁑❤⁑❤
            Pojawił się na lekcji z dziesięciominutowym spóźnieniem. Oczywiście nie omieszkał każdego poinformować o swoim wejściu. Nawet mu się to udało, gdyż wszyscy, łącznie z profesorem Binnsem wlepili w niego wzrok. Oczywiście wyjątkiem była Hermiona, która ze stoickim spokojem przeglądała nadal swój podręcznik. Nie oglądała się za siebie, choć mogła prawie odczuć jak jego nienawistny wzrok pali jej kark. Po kilku sekundach Malfoy zajął swoje stałe miejsce i profesor kontynuował swój nudny wykład na temat pierwszego powstania wampirów.
            – Widziałaś jak się na ciebie patrzył. Nie wiem co mu zrobiłaś, ale jego mina była bezcenna – szepnął do niej Ron.
            – Nie mam pojęcia, co się w jego chorym umyśle dzieje – skłamała. – A teraz nie przeszkadzaj mi, bo ktoś tu musi zrobić notatki.
            Gdy Ron wrócił do swojej drzemki, Hermiona przyuważyła, jak coś się materializuje na jej stole. Była to zwykła kartka wyrwana z pergaminu. Gryfonka dobrze wiedziała, kto jej to przysłał, dlatego zamiast przeczytać treść, podarła ją teatralnie w taki sposób, aby blondyn to dobrze zobaczył i wróciła do pisania notatek. Lecz on nie dał jej za wygraną, gdyż po chwili na jej stole zmaterializował się cały tuzin karteczek. Papierki pokryły nawet śpiących chłopaków tak, że nie było ich praktycznie widać. Jednak Hermiona wyciągnęła różdżkę i pozbyła się liścików w ciągu kilku sekund. Malfoy był jednak bardzo uparty, gdyż irytujące karteczki zmaterializowały się z taką siłą, że i tym razem, Hermiona była również pokryta pergaminem. W klasie rozległy się pojedyncze chichoty.
            – Co do cholery? – Ron czuł, że tracił już powietrze, zerwał się na równe nogi. W tym czasie Gryfonka pozbyła się wszystkich karteczek, poza jedną. Profesor Binns na szczęście nie zobaczył białej liścikowej góry Malfoya. Widział tylko czerwonego na twarzy Rona, który stał na środku klasy.
            – Czy ma nam pan coś ciekawego do powiedzenia na temat dzisiejszej lekcji, panie Weasley? – Klasa wrzasnęła śmiechem.
            – N… nie, panie profesorze – wymamrotał Ron. Spuścił pokornie głowę i usiadł z powrotem na swoje miejsce. Tymczasem Hermiona, która chciała uniknąć niepotrzebnego zamieszania i późniejszych nieporozumień, otworzyła zwitek papieru. Pismo było bardzo schludne napisane czerwonym atramentem, czyli jej ulubionym kolorem. Tylko treść nie była piękna.

Jeszcze Cię przytemperuję, Granger.
D.M.

            Zaczęła się cichutko do siebie śmiać. Już dawno Ślizgon ją tak nie rozśmieszył. Z tej całej euforii nie przyuważyła obok siebie srebrnoszarej postaci profesora Binnsa, który patrzył na nią znacznym wzrokiem.
            – Czy mój dzisiejszy wykład aż tak pani nudzi? Proszę mi pokazać tę korespondencję. Chciałbym zobaczyć, co tak panią śmieszyło.  – Hermiona bardzo chętnie pokazała liścik, ponieważ chciała żeby profesor również zobaczył te śmieszne pogróżki. Myślała, że tym razem mu się oberwie, lecz myliła się. Gdy pergamin przeszedł do ręki profesora Binnsa, zauważyła, że treść się szybko zmieniła. Jednak to nie był tylko zwykły zwitek papieru. Malfoy dobrze zadbał to, by liścik nie trafił w niepowołane ręce. Nie zdążyła zobaczyć, co tam pisało, ale znając blondyna, to na pewno coś niemiłego. Teraz modliła się w duchu, aby profesor okazał się wyrozumiały i nie przeczytał tego na głos. Jednak Binns tylko uśmiechnął się pod nosem i odparł cichutko, oddając karteczkę.
            – Może wydać to się dziwne, ale doskonale rozumiem pani sytuację. Muszę przyznać, że mam nawet słabość do zakochanych – odparł serdecznym głosem, oddając Gryfonce karteczkę. Dopiero teraz miała okazję przeczytać treść, która byłe jeszcze bardziej przerażająca, niż myślała.

Kocham Dracona Malfoya duszą i ciałem do końca moich dni.

Nie wytrzymała i odwróciła się w stronę Ślizgona, który tryumfował. Tym razem to mina Hermiony była bezcenna, przynajmniej dla Dracona. Była czerwona aż po cebulki włosów. Musiał przyznać, że wyglądało to nawet… uroczo. Jej spojrzenie rozjuszonej kotki też było niczego sobie. Gdyby wzrok mógł zabijać, z pewnością byłby już martwy. Draco machnął lekko różdżką i na karteczce pojawiła się kolejna wiadomość.

To dopiero początek, Granger. Pamiętaj, że każda zniewaga krwi wymaga.

            Gryfonka nie została Malfoyowi dłużna i natychmiast nabazgrała kilka słów, nie dbając nawet w najmniejszym stopniu o estetykę pisma. Gdy skończyła, przeniosła niepostrzeżenie kartkę do blondyna. Odwróciła się i śledziła jego zachowanie.

Jak na razie marnie Ci to wychodzi Ty zapchlono fretko! Ale proszę, chcesz wojny? Będziesz ją miał!
PS. O 23:00 mamy patrol, więc szykuj się.

            Draco już się nie mógł doczekać wspólnego patrolu. Jeszcze nigdy nie czuł takiej chęci w dokopaniu Gryfonce. Po raz pierwszy w życiu przestało go bawić dokuczanie Pottera i Weasleya. Postanowił w tym roku całą swoją uwagę skupić na szlamie. Z biegiem czasu zrozumie swój błąd, ale wtedy już będzie za późno…

środa, 12 lutego 2014

Rozdział 3

„Jakie to piękne, gdy dziewczyna zapomina, że jest dobrze wychowana.”

3

               Hermiona nie mogła uwierzyć w słowa, które wykrzyczała tiara. Jakim cudem znalazła się taka delikatna i śliczna dziewczynka w fałszywym, wężowym domu. Nawet po walce z Voldemortem nie zmieniła swojego stosunku do domu Salazara. Może Harry uważał, co innego, ale ona nadal uważała ich za bandę śmierciożerców. Jeszcze bardziej jednak zdziwiło ją zachowanie dziewczynki. Po słowach starej tiary uśmiechnęła się promiennie, podbiegła do stolika Ślizgonów i usiadła naprzeciwko Malfoya. Jej wzrok na parę sekund zatrzymał się na twarzy blondyna. Wyglądał na również zaskoczonego tym faktem, że dziewczynka znalazła się w jego domu. Pansy zaś była tym strasznie podekscytowana. Szepnęła coś do Dracona, który po tym odwrócił wzrok w drugą stronę. Na jego twarzy malowała się wyraźna niechęć do brunetki o twarzy mopsa.
               Kiedy w końcu ostatnia osoba została przydzielona do danego domu, zastępczyni dyrektora odstawiła tiarę i dyrektor zabrał głos.
               – Zapewne jesteście już strasznie głodni, więc nie będę zabierać wam dużo czasu. Na początku chciałem serdecznie przywitać obecnych pierwszoklasistów. Mam nadzieję, że przyniesiecie chlubę swojemu domowi i nie zawiedziecie opiekunów. Jeśli macie jakieś pytania, to możecie się też spokojnie zwrócić do prefektów. Chciałbym również przywitać uczniów z pozostałych klas. Pragnę także ogłosić, że w tym roku odbędzie się dla roczników od pięciu wzwyż bożonarodzeniowy bal. O szczegółach dowiecie się trochę później. Oczywiście chciałbym wam także przedstawić nowego nauczyciela obrony przed czarną magią. Oto pan Darren Wilson. – Staruszek wskazał dłonią na wysokiego, szczupłego bruneta, który siedział obok Hagrida. Większość dziewczyn westchnęło na jego widok. Był bardzo przystojny i wyglądał na około 25 lat. Harry zastanawiał się czego może go taki młokos nauczyć. Jego, Harryego Pottera, który pokonał największego czarnoksiężnika wszech czasów. Profesor Darren wstał, skinął krótko głową i usiadł z powrotem na krześle. Dyrektor ponownie podniósł głos.
               – Chciałbym także powiedzieć, że wstęp do Zakazanego Lasu jest zabroniony. Również przebywanie na korytarzu po dwudziestej trzeciej jest dla nieupoważnionych uczniów niedozwolone. Jak na razie z mojej strony to tyle, a teraz życzę wam smacznego! – Klasnął, a na stole pojawiły się błyskawicznie potrawy, które swoim wyglądem i zapachem zachęcały do spożycia.
               Malfoy jadł w milczeniu i niechętnie przysłuchiwał się Pansy, która rozmawiała z tą nową dziewczynką.
               – Mam na imię Pansy Parkinson i jestem prefektem. Jeśli masz jakiekolwiek pytania, to możesz się zwrócić do mnie albo do Draco – powiedziała, wskazując ręką na blondyna, który nie obdarzył ją nawet spojrzeniem. Julie uśmiechnęła się serdecznie, po czym odparła wesoło:
               – Dziękuję bardzo. Z pewnością o tym pomyślę. Rodzice opowiadali mi tyle wspaniałych rzeczy o Hogwarcie. Nie mogę się doczekać aż się to wszystko zacznie.
               – To twoi rodzicie też uczyli się w Hogwarcie? – Blondyn podniósł brwi z zaciekawieniem. Chciał znać jej pochodzenie.
               – Oczywiście, że tak. Osobiście nie mogę się doczekać lekcji latania, choć mama zawsze była temu przeciwna. Często kłóciła się z tatą o to – zaśmiała się.
               – Istna głupota. Przecież latanie to najlepsza rzecz, jaką można sobie wyobrazić – odparł z przejęciem Draco. Były trzy rzeczy, które jakby darzył większym uczuciem. Dobry alkohol, seks i szybowanie na miotle. Podobnie jak Potter uwielbiał tę niesamowitą lekkość i wolność, którą czuł po oderwaniu swoich stóp od powierzchni ziemi.
               – Też tak uważam i mam nadzieję, że kiedyś będę należała do drużyny Quidditcha – dodała Julie.

❤⁑❤⁑❤⁑❤⁑❤

               Hermiona czekała z niecierpliwością przed gabinetem opiekunki Gryffindoru. Znalazła po kolacji trochę czasu, aby doprowadzić swój wygląd i ubiór do porządku. Teraz miała na sobie biały sweterek i czarne jeansowe rurki. Włosy układały się w piękne, długie loki, które zawzięcie zapuszczała podczas wakacji. Podkreśliła lekko oczy kredką. Podejrzewała, że ta rozmowa nie będzie należała do przyjemniejszych. W końcu zawiodła w pewnym sensie jej zaufanie. Z pewnością zostanie zawieszona w wykonywaniu obowiązków prefekta naczelnego. To było dla niej smutne, bo była bardzo dumna z tej odznaki. Tylko niewiele osób w historii Hogwartu dostawało ją na szóstym roku. Potem jej myśli powróciły do Malfoya, który również otrzymał w tym roku tę odznakę.
               – Nie rozumiem dlaczego taki gnojek, jak on dostał taki ważny tytuł – prychnęła głośno Gryfonka. – Z pewnością ojciec mu wszystko załatwił.
               – Tu się mylisz, Granger. Nie muszę prosić ojca ani lizać tyłki nauczycielom, żeby zostać prefektem naczelnym – odezwał się za jej plecami Malfoy. Gryfonka nie musiała się odwracać. Nie chciała na niego patrzyć. Zdecydowanie za długo przebywała dzisiaj z Malfoyem. Zastanawiała się czego on tu szukał, ale potem przypomniała sobie, że Draco nie był także na spotkaniu prefektów, więc to logiczne, że McGonagall chciałaby zamienić również kilka słów z Ślizgonem.
               – Widzę, że wiedziałeś, o kim mówiłam, co nie GNOJKU! – uśmiechnęła się jadowicie Granger i powoli odwracała się w stronę szukającego.
               – Lepiej być gnojkiem niż durną szla… – Tego zdania już nie dokończył, gdyż wpatrywał się w nowe oblicze Granger. Wyglądała inaczej niż na peronie. Prezentowała się też inaczej niż w piątej klasie. Nie był w stanie wydukać żadnego słowa. Nie mógł powiedzieć żadnej obraźliwej kwestii dotyczącej jej wyglądu, podobnie jak w czwartej klasie podczas balu bożonarodzeniowego. Groźne ogniki w czekoladowych oczach Gryfonki jeszcze bardziej pogarszały sytuację. Przez ułamek sekundy w jego głowie pojawiło się jedne skromne słowo, które zostało natychmiast zmiażdżone przez swoją arystokratyczną arogancję. Było to słowo… piękna. Ten na ogół nieszkodliwy przymiotnik wywołał u Dracona niezwykłą złość. To była szlama. Nie miała prawa tak wyglądać. Co on gadał? Przecież ludzie zmieniają się z wyglądu. Czyżby oczekiwał, że ta łopatozębna kujonica nigdy się nie zmieni? Musiał się otrząsnąć. Nie chciał jej pod żadnym pozorem dawać satysfakcji, tym bardziej, że Granger zaczęła się mu dziwnie przyglądać. Jakby oczekiwała dalszej reakcji Malfoya. Ślizgon błyskawicznie wyciągnął różdżkę, ale dziewczyna była jeszcze szybsza.
               – Odłóż to szybko, albo zamienię cię w glizdę i rozgniotę, Malfoy – wycedziła Hermiona.
               – Nie odważysz się, szlamo! – krzyknął groźnie Ślizgon.
               – Panna Granger, pan Malfoy, proszę schować różdżki NATYCHMIAST!!! – Profesor McGonagall była wściekła i jej usta drżały ze złości.
               – Ale pani profesor, Malfoy…
               – Nie chcę tego słuchać. Widziałam wystarczająco. Jestem zawiedziona. Czy nie możecie się normalnie zachować? Panno Granger, myślałam, że chociaż jedna osoba okaże więcej rozwagi.
               – Nie pozwolę żeby mnie ta szuja więcej obrażała! – krzyknęła ze złością.
               – Co powiedziałaś, Granger?!
               – Dosyć! Jeszcze jedne słowo, a rzucę na was zaklęcie uciszające. NA ZAWSZE! – To stwierdzenie wreszcie podziałało – A teraz wejdźcie do środka.

❤⁑❤⁑❤⁑❤⁑❤

               W międzyczasie Harry i Ron przebywali w pokoju wspólnym Gryfonów. Chcieli jeszcze zagrać partyjkę szachów przed snem, ale oboje jakoś nie mogli się skupić na grze. Ron był wściekły, a Harry zamyślony.
               – Osobiście bym ukatrupił tego, kto dał nam wszystkie lekcje z Ślizgonami. Coś czuję, że ten śmierdzący szczur Snape to załatwił. – Ron w kółko wałkował ten temat, ale nie tylko to go denerwowało. – Poza tym widziałeś jak Ginny patrzyła się na tego Zabiniego. Jeszcze go broniła, jak chciałem mu przyłożyć w pociągu. Co ona sobie wyobraża? Zadaje się z wrogiem.
               – Ron, wrzuć na luz. Przecież wiesz, że w tym roku jest wyjątkowo dużo pierwszoklasistów. Musieli jakoś ułożyć ten grafik. A Ginny, eee… nie chciała żebyś miał kłopoty i tyle. – To nie było do końca prawdą, ale nie chciał dolewać oliwy do ognia.
               – Ale dlaczego nie mamy z Krukonami, czy nawet Puchonami? Czy oni chcą żebyśmy się pozabijali?
               – Oj Ron, będziesz dalej ciągnął tę wojnę między domami? Czasy się zmieniły nie ma już Voldemorta.
               – Czasy się zmieniają, ale Ślizgoni nigdy – dodał dobitnie rudzielec. – Szach Mat!

❤⁑❤⁑❤⁑❤⁑❤

               – W związku, że nie było was na spotkaniu prefektów w pociągu, chciałam przekazać wam kilka ważnych informacji dotyczących waszych stanowisk. Jako prefekci naczelni otrzymujecie niezwykłe ważne obowiązki, ale i przywileje. Do podstawowych zadań będą się zaliczały dwugodzinne patrole. – Teraz Minerwa zwróciła się do Hermiony. – Z początku planowałam przydzielić panią razem z Jessem Horneyem z Ravenclawu, ale w związku z tą całą nieobecnością, to Jess będzie patrolował korytarze w tym roku z panią Lisą Rowney z Hufflepuffu.
               – Chwileczkę, czy to oznacza, że ja będę patrolować korytarze z tą szl… z Granger?
               – Dokładnie, panie Malfoy. Profesor Snape jest także o tym poinformowany. Zresztą zważając na wasze dzisiejsze zachowanie, myślę że współpraca pomiędzy domem lwa a węża jest tu jak najbardziej potrzebna. Oprócz tego zostajecie przydzieleni do prywatnych dormitoriów z pokojem wspólnym. Oczywiście możecie dodawać i odejmować punkty innym domom, ale z rozwagą. – Jej wzrok zatrzymał się tym razem na Malfoyu. – Także łazienka dla prefektów jest do waszej dyspozycji i obecne hasło to domino. Prefekci naczelni mogą również odwiedzać Hogsmeade w każdy dzień. Na dzisiaj byłoby na tyle, a teraz proszę iść za mną. Zaprowadzę was do nowych dormitoriów. Pan Jess i panna Lisa już tam są. Oczywiście wszystkie wasze bagaże zostały tam już przeniesione.
               Hermiona nie wiedziała czy się cieszyć, czy denerwować z nowego pokoju. Z jednej strony była zadowolona z faktu, iż nie zamieszka z Parvati i Lavender, których poza wróżbiarstwem i chłopcami nic nie interesowało. Z drugiej strony będzie skazana na obecność tego wstrętnego Ślizgona dosłownie wszędzie. Na lekcjach, w pokoju wspólnym, na patrolach. Oprócz tego będzie oddzielona od swoich przyjaciół, co jest dla niej czymś nowym, gdyż trójka była nierozłączna praktycznie od samego początku. Czuła, że ten rok będzie dla niej prawdziwą szkołą przetrwania.
               Mieszane uczucia towarzyszyły również Draconowi. Perspektywa spędzenia czasu z arcyszlamą w ogóle mu nie odpowiadała, ale ta sytuacja dawała mu także duże pole do popisu w jej dokuczaniu. Nie podaruje jej tego ciosu i zemści się na pewno. A zemsta będzie okropna.
McGonagall zatrzymała się nagle przy portrecie przystojnego, ale smutnego młodzieńca.
               – Hasło na ten tydzień brzmi: smocza kula.
               Obraz zamiast się otwierać rozpłynął się w fiołkowej poświacie, zostawiając wolne wejście do pokoju wspólnego prefektów naczelnych. Pomieszczenie było trochę większe niż te w Gryffindorze. Wystrój pokoju był bardzo przytulny. Widocznie akcentowały się w nim główne barwy czterech domów, czyli czerwień, zieleń, granat i żółć. Na ścianach wisiały liczne obrazy, głównie o tematyce morskiej. W kominku trzaskał wesoło ogień, a nad nim wisiało godło Hogwartu. Przez okno można było podziwiać błonie i jezioro. McGonagall pokazała im łazienki (każda osoba miała oddzielną) oraz poszczególne pokoje. Pech chciał, że pokój i Malfoya był tuż obok jej.
               Sypialnia Hermiony była o wiele większa od poprzedniej i miała ją tylko dla siebie na wyłączność. Pokój był w kształcie litery L i utrzymany w tonacji jej domu. Na szafie i kufrze było wygrawerowane godło Gryffidoru. Jej łóżko przypominało bardziej łoże małżeńskie. Było takie duże, że z pewnością zmieściłyby się ze trzy osoby. Na parapecie spał sobie smacznie Krzywołapek. Widocznie kot znów sobie otworzył sam klatkę.
               – Na mnie już czas. Zajrzę jeszcze do wieży Gryffindoru i sprawdzę czy wszystko w porządku. – Hermiona postanowiła odprowadzić profesorkę do wyjścia. – Acha… i proszę przekazać panu Malfoyowi, że patrol rozpoczyna się jutro od dwudziestej trzeciej. Dobranoc.
               – Dobranoc – odpowiedziała cichutko. Odwróciła się na pięcie i miała już iść do pokoju, gdy nagle odezwał się ciepły męski głos za jej plecami.
               – To ty jesteś nowym prefektem naczelnym Gryffindoru? Hermiona Granger, tak? – Szatynka odwróciła się w stronę chłopaka. Przed nią stał Jess - ładny siódmoklasista z Ravenclawu. Był także kapitanem i ścigającym w drużynie Quidditcha. Miał też wielkie powodzenie u płci przeciwnej. Hermiona nigdy nie zwracała na niego zbytnio dużej uwagi. Uważała, że przystojniacy to zadufani w sobie nadęte dupki i niestali w uczuciach. Zresztą wystarczyło spojrzeć na tego buca McLaggena, który dzisiaj jakoś dziwnie na nią patrzył. Hermiona posłała mu nerwowy uśmiech.
               – Zgadza się, a ty jesteś Jess. To… z tobą miałam patrolować korytarze tak? – spytała krótko.
               – Tak. Początkowo było tak założone, a szkoda, że wyszło inaczej, bo słyszałam dużo o tobie i chciałem cię jakoś bliżej poznać – uśmiechnął się szczerze Krukon, uwidaczniając swoje białe, proste zęby.
               – Zakładam, że były to miłe rzeczy – odwzajemniła uśmiech.
               – No jasne! Słyszałem, że jesteś bardzo mądra, zdolna, sympatyczna, kulturalna – począł wyliczać na palcach cechy Hermiony. – No i bardzo piękna również – dodał, patrząc w jej oczy.
               Hermiona przestała się uśmiechać. Jeszcze nigdy nie słyszała tyle komplementów na raz. Zdecydowanie z tym przesadzał. Jej kobieca intuicja kazała jej uważać na tego typka. Przypomniała sobie, kiedy Ginny wspomniała o nim w tamtym roku. Powiedziała, że przebiera dziewczyny jak rękawiczki.
               (…) – Na niego trzeba najlepiej uważać. Najpierw wyszukuje sobie jakąś dziewczynę. Z początku prawi jej komplementy nie z tej ziemi, potem zaprasza do ekskluzywnych miejsc i kupuje jej drogie prezenty, a potem jak już mu się uda zaciągnąć ją do łóżka, to szuka następnego towaru.
               – Nie musisz mi o tym mówić. Ten koleś i tak na mnie nie spojrzy. Więc nie mam czego się martwić.
               – Ach, o czym ty pleciesz? Jesteś ładną dziewczyną, tylko brak ci wiary w siebie. Jestem pewna, że jakbyś poprawiła trochę swój image, chłopaki lataliby za tobą, jak pszczoły do miodu. (…)
               – Przepraszam… nie wiem, kto ci o mnie tyle mówił. Uważam, że przesadził – uśmiechnęła się kłopotliwie. Nie miała ochoty ciągnąć tej głupiej gadki, tym bardziej, że koleś, mimo urody, to nie był w jej typie.
               – Przesadził? To jest bardzo skromne słowo, które użyłaś, szlamo! – odezwał się chłodny głos, Dracona z daleka. – Nic z tych rzeczy do ciebie nie pasuje. Jak się ktoś nauczy tyle tomów książek na pamięć i podlizuje się nauczycielom, to wtedy jest mądry czy zdolny? – uśmiechnął się drwiąco.
               – Ty bezczelno fretko. Z tego, co ja wiem, to ty jesteś największym lizusem. Powiedz mi ile razy w tygodniu oddajesz się Snape'owi za dobrą ocenę z eliksirów?
               – Widzisz. Zero uprzejmości, a o kulturze już nie wspomnę. – Malfoy zdawał się świetnie bawić, kompromitując ją przy innych osobach. Jak na razie świetnie mu to wychodziło, ponieważ usta Hermiony zaczęły drgać, a to oznaczało, że zaraz wpadnie w furię.
               – Malfoy, ostrzegam! Jeszcze jedno słowo, a przywalę ci tak, że już nie wstaniesz.
               – Nie patrz tak na mnie, Granger. Ach, nie wspomniałem jeszcze o tym, że jesteś taka brzydka, że nawet skrzaty z Hogwardzkiej kuchni wyryłaby z tobą w konkursie piękności.
               Tego już było za wiele. Wydarzenia z dzisiejszego dnia wirowały jej przed oczami. Nie zważając na stojącego koło niej Jessa, rzuciła się na Malfoya z pięściami. Nie wiedziała skąd miała w sobie tyle siły, ale zrobiła taki rozpęd, że grzmotnęła razem z nim na podłogę. Korzystając z tego, że była na górze zaczęła z całej siły nakładać go pięściami, obierając sobie za cel jego kształtny nos. Zarówno Jess jak i Malfoy byli zszokowani zachowaniem tej na pozór kruchej i delikatnej Gryfonki.
               – To jest za te wszystkie szlamy pod moim adresem – krzyczała przy pierwszym ciosie. – To za twoją pieprzoną czystą krew… To za obrażanie mojej rodziny… i przyjaciół… i to za… – Lecz nie zdążyła wykonać kolejnego ciosu, gdyż Jess złapał jej nadgarstki i odciągnął ją kawałek od leżącego Malfoya.
               – Dosyć tego, Hermiono! Uspokój się. Co się z tobą dzieje?
               Draco powoli podnosił się z zimnej i twardej podłogi. Pomału zaczęły dochodzić do niego treści z wcześniejszego wydarzenia. Dotknął obolałego nosa i wtedy poczuł na swojej dłoni krew. Po raz kolejny szlama go zaskoczyła. Rzeczywiście zmieniła się przez te wakacje. Już nie była tą samą zahukaną, cichą szarą myszką, co wcześniej. Teraz widział przed sobą osobę o istne Ślizgońskim zachowaniu. Jednak szok i zdziwienie szybko ustąpiły i na ich miejscu pojawiła się dławiąca w gardle wściekłość. Wstał trzymając ręce przy sobie, choć rozważał czy jej nie uderzyć. Jess dalej trzymał Granger mocno od tyłu. Był pewien, że gdyby zwolnił uścisk, rzuciłaby się ponownie na niego. Draco przyjrzał się Hermionie, skupiając swoją uwagę głównie na twarzy Gryfonki. Z jej oczu biła niezwykła wrogość, a usta układały się w nieprzyjemnym grymasie. Chciał wyciągnąć różdżkę i rzucić na nią jakąś paskudną klątwę w istne, Malfoyowskim stylu jednak… postanowił przywalić jej w inny sposób. Wyminął ją, zatrzymał się na chwilkę i nie odwracając się powiedział coś, co Hermiona zapamiętała na długo:
               – Żartowałem tylko. Wcale nie jesteś taka brzydka jak mówiłem. Wręcz przeciwnie. – Po czym skierował się szybko do swojego pokoju. Brązowooka po raz kolejny stała jak oszołomiona i wpatrywała się w znikającą sylwetkę Ślizgona.
               – To niemożliwe… chyba mam coś ze słuchem, bo to… to jest zbyt nieprawdopodobne żeby było prawdziwe. Nie z ust Malfoya. –  Odwróciła się zszokowana w kierunku Jessa i zapytała:
               – Jess, czy to co on powiedział… powiedz, że się przesłyszałam… to niemożliwe. – Jess uśmiechnął się tylko krótko i potrząsnął głową.
               – Dobrze słyszałaś, choć zachował się bardzo niezręcznie jak na komplement, ale…
               – Chwilka, chwileczka, ale to jest Malfoy… nie znasz go. On nie prawi komplementów. Nigdy. Nie mi – odparła gorączkowo. Zastanawiała się czy upadek nie uszkodził mu przypadkiem głowy.
               – No, ale zrobił to i na twoim miejscu powinienem się cieszyć, że taki typ, który wiecznie cię obraża powiedział kiedyś coś miłego. – Jess starał się rozpatrywać sytuację Hermiony w bardziej pozytywny sposób.
        – Wybacz, ale muszę iść spać. Ten dzień był dla mnie straszny. Muszę się wyspać. Dobranoc. – I nie czekając na reakcje Krukona, pobiegła do swojego pokoju. Wzięła szybki prysznic, przebrała się w swoją ulubioną, jedwabną pidżamę i położyła się na swoim nowym łóżku. W głowie kłębiły jej różne myśli. Mimo że Malfoy zasłużył na każdy cios, to czuła się niezmiernie głupio, że go tak potraktowała. Może by miała mniejsze wyrzuty, gdyby nie ten jego cholerny komplement. Rozmyślała jeszcze o tym chwilę, potem przekręciła się na lewy bok i nie wiedziała, kiedy… zasnęła.